"Przedstawienie przyznam szczerze
jest ciekawe, może nieco za długie, ale ciekawe" - tak napisano na tym blogu nieco wcześniej. Po kilku jego zagraniach i kolejnym obejrzeniu przeze mnie, stwierdzam dziś, że jest to przedstawienie bardzo dobre. Od premiery nabrało siły, jakości. Przez trzy godziny człowiek się nie nudzi!
"Niech żyje wojna" zaczyna się otwartą kurtyną, w półmroku ginie całe pudło sceniczne z maszynerią. Na scenie jakaś postać, na plecach pióra husarii. Kiedy rozświetlają się światła, mamy scenografię pasującą do „Starej kobiety wysiaduje”, tam też o wojnie i historii, ale w miarę upływu akcji równie dobrze odnalazłby się tam „Bal po orłem”.
Historyczność
spektaklu dotyczy
sprawy Powstania Warszawskiego. Właśnie Powstanie Warszawskie i nasze
dzieje najnowsze są w
kolejnych etiudach niczym mielonka w konserwie wojskowej. Ten misz masz
to tylko potwierdzenie bełkotu, jakim często jesteśmy karmieni przez
media o wolności, honorze, braterstwie...
Pierwsza scena to Stanisław Mikołajczyk, który czeka na audiencję u Stalina. Jest to jedna z
najlepszych scen, zwłaszcza dzięki aktorce wcielającej się w postać
doświadczonego przez historię Premiera Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie.
Już w tym epizodzie widzimy groteskę naszego położenia, jesteśmy mięsem armatnim
w wielkiej polityce. Scena ta mogłaby być osobnym przedstawieniem.
Anna Jarosik-Trawińska jako Mikołajczyk to mistrzostwo świata! Wspaniale zinterpretowana postać, znajdowanie różnych odcieni swojej postaci, od patosu po porażkę, od pewności siebie i w siebie po bicie się w pierś i przeprosiny za wszelkie wypadkowe historii. Bardzo wysoko podniesiona poprzeczka umiejętności aktorskich, boję się, że trudno będzie przeskoczyć, ale śmiało mogę stwierdzić, że ta studentka nie przez przypadek znalazła się w PWST. Mam też przeczucie, że za kilka dekad, będzie z sentymentem wracać do tej roli, bo to naprawdę dobra robota. Tak trzymać!
Anna Jarosik-Trawińska jako Mikołajczyk to mistrzostwo świata! Wspaniale zinterpretowana postać, znajdowanie różnych odcieni swojej postaci, od patosu po porażkę, od pewności siebie i w siebie po bicie się w pierś i przeprosiny za wszelkie wypadkowe historii. Bardzo wysoko podniesiona poprzeczka umiejętności aktorskich, boję się, że trudno będzie przeskoczyć, ale śmiało mogę stwierdzić, że ta studentka nie przez przypadek znalazła się w PWST. Mam też przeczucie, że za kilka dekad, będzie z sentymentem wracać do tej roli, bo to naprawdę dobra robota. Tak trzymać!
Zatem Powstanie Warszawskie,
śmierć dzieci, młodzieży, elity, pytania o cel, wypadkowe, sens? W sumie „Niech
żyje wojna” to wypowiedź młodych aktorów o tym, jak postrzegają historię i jak
ją chcą przeżywać. Przy finale można stwierdzić, że to spektakl polityczny, bo
wymagana minuta ciszy w dniu każdego powojennego pierwszego sierpnia staje się
rykoszetem dla jej ustawodawców, jest to „minuta ciszy przeciwko władzy”. Aż
dziw bierze, że taki spektakl powstał w Krakowie, nie wiem czy w stolicy miałby
szansę na premierę, a obawiam się protestów przeciwko jego obecności na scenie.
„Inspiracją do napisania tego
tekstu był serial (…) „Czterej pancerni i pies” (…) To sztuka „przeciwko” –
przeciwko propagandzie samego serialu, przeciwko mitologizacji bohaterstwa
Polaków, przeciwko zawłaszczaniu historii” – czytamy w programie do
przedstawienia. I tak rzeczywiście jest, telewizyjni bohaterowie żyją na
scenie, ale nie w tym etosie, który pamiętamy. Nie posiadają czołgu, Szarika
trzymają wiecznie w budzie, są żołnierzami, którym kradzieże i gwałty nie są
obce, którzy nie pachną telewizyjną sławą, tylko wojennym potem.
Reżyser w tym historycznym
kalejdoskopie korzysta z wielu odniesień, jak na przykład nawiązanie do
mitologii, którą reprodukujemy w kolejnych pokoleniach, zwłaszcza elementy związane
z siłą i wojną. Interesującym wątkiem jest scena zaślubin Polski z Bałtykiem.
Marusia i Janek na plaży, obok nich nieśmiertelny Szariik, od wojny minęło
kilka dekad, a oni niczym znudzone i nienawidzące się małżeństwo nie tylko
przerabiają problemy damską męskie, ale i historyczne, te filmowe i te rzeczywiste. Również bardzo dobra Monika Frajczyk jako Marusia, ale dla mnie za dużo w niej grania "po warunkach".
A jeśli już o aktorkach, to dużo lepsza jest też Magdalena Jaworska niż w premierowym przedstawieniu. Jakby to była nowa postać, wcześniej tylko martyrologiczna, teraz już z krwi i kości. I przepraszam, że tak dużo a aktorkach, ale przecież całe przedstawienie jest o mężczyznach, to proszę mi wybaczyć te wstawki o kobietach.
Spektakl wykorzystuje w pełni
możliwości współczesnej techniki, są mikroporty, są mikrofony, jest
nagłośnienie, do tego instrumenty klawiszowe, perkusyjne i wszelkie inne
przeszkadzajki, i trzeba przyznać, ze niewiele jest momentów, w których hałas
jest niepotrzebny. Na pewno niepotrzebny jest nadmiar wulgaryzmów, to w miarę
zbliżania się do finału staje się coraz bardziej męczące. Widocznie takie
czasy, chociaż jeśli młodzież na scenie z reżyserem, krytykuje wieś w mieście
/przyjezdni w odbudowanej stolicy/, sikanie do porcelany i niszczenie
fortepianów /brak elit i kultury/, to jednak z tym przeklinaniem przeginają.
Wielogodzinność przedstawienia to nie brak pomysłów reżyserskich, tylko ich nadmiar. Możliwe, że jeszcze wybiorę się
na ten spektakl. Wtedy dopiszę coś jeszcze. /I te słowa stały się prorocze/.
PS. Szarik w tym dziwacznym świecie historii jako jedyny chce pamiętać, uczcić poległych minutą ciszy. Wierna psina! /Zawodzenia, szczekania - genialne!/.
http://krakow.pwst.krakow.pl/niech-zyje-wojna
Mam nadzieję, że ten spektakl posiada dokumentację wizyjną, chciałbym mieć to przedstawienie w archiwum.
PS. Szarik w tym dziwacznym świecie historii jako jedyny chce pamiętać, uczcić poległych minutą ciszy. Wierna psina! /Zawodzenia, szczekania - genialne!/.
http://krakow.pwst.krakow.pl/niech-zyje-wojna
Mam nadzieję, że ten spektakl posiada dokumentację wizyjną, chciałbym mieć to przedstawienie w archiwum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz