sobota, 4 maja 2019

Zamiast wiosny ludu oświatowego - bananowa rewolucja.

Wszystko co się wydarzyło w kontekście strajku nauczycieli, przesłoniła późniejsza bananowa rewolucja walcząca z cenzurą w sztuce. 

Nauczyciele zostali poniżeni. Okazało się, że budowany latami prestiż, można zniszczyć jednym podpisem podczas nocnego posiedzenia. Poza tym do przeprowadzenia egzaminów wcale nie były potrzebne osoby pracujące codziennie przy tablicy. Poparcie społeczeństwa też spadało z dnia na dzień.

Smutne, że za nauczycielami nie podążyły inne grupy zawodowe. Wspólny cel różnych grup zawodowych byłby prawdopodobnie słyszalny.

Strajk górników w latach osiemdziesiątych w Wielkiej Brytanii za rządów Margaret Thatcher był kwintesencją determinacji ludzkiej. Przy nich polscy nauczyciele wypadli jak wychowankowie żłobka.

Żeby zachować twarz, należałoby teraz godnie odejść z oświaty i szukać pracy, która przyniesie odpowiednie zarobki. Cytując niektóre zachodnie poradniki psychologiczne, należałoby nie tylko zmienić miasto, ale prawdopodobnie kraj, szukając lepszego jutra. 

Zastanawia mnie, jak duża liczba świeckich katechetów nie mogła strajkować i tym samym nie mogła skorzystać z przysługującego im konstytucyjnego prawa do strajku? 

Żyć w strachu, to żyć połowicznie. Jeśli któryś ze strajkujących nauczycieli twierdzi, że wraca do pracy z tarczą, to gratuluję optymizmu.

czwartek, 2 maja 2019

Cabaret.. kabarety, o rety!

Bardzo niedobry teatr. Gdyby ode mnie zależał dalszy los tego tytułu na deskach chorzowskiego teatru, myślę, że po dziesięciu przedstawieniach godnie zdjąłbym go z afisza. 

Z niecierpliwością czekałem na premierę tego musicalu, a rozczarowanie rosło z każdą minutą. Nie chciało mi się wierzyć, że to moja ukochana Rozrywka!

Znam prapremierę Cabaretu z Operetki Wrocławskiej, słyszałem o poprzedniej legendarnej realizacji tego tytułu w Chorzowie, widziałem realizację Cabaretu w Teatrze Dramatycznym w Warszawie... No właśnie... Cabaret w Teatrze Dramatycznym nie był musicalem a przedstawieniem z elementami śpiewanymi oraz tanecznymi. Miało swój dyskretny urok, nie do końca w moim guście, ale urok. Tymczasem Cabaret w Rozrywce jest dla mnie nieudaną próbą pracy z tym pięknym tekstem. 

Nie pierwszy raz lokomotywą całego przedstawienia jest Maria Meyer, mogłaby z powodzeniem wciąż grać postać Sally Bowles. Interesująca jest jeszcze Marzena Ciuła, która wcieliła się w Fräulein Kost. Te dwie postaci są najbardziej czytelne w całym przedstawieniu, ich historia ma początek, środek i koniec. Wierzę również Arturowi Swięsowi jako Herr Schultzowi.

Niestety, atrybut Mistrza Ceremonii - wysokie obcasy, to za mało, by zbudować interesującą postać. Czy jego "wycie" w końcówce przedstawienia to zamierzona wokaliza czy nieświadomy "krzyk" związany z poziomem całej produkcji.

Sally nijaka prawdopodobnie z powodu braku pomysłu reżysera dla tej postaci. Stage Band pozostawiony sobie, tancerze w nieciekawej i powtarzalnej choreografii, jakby specjalnie ktoś nie chciał wykorzystać umiejętności zespołu baletowego. 

Prawdopodobnie reżyser za wcześnie zabrał się za ten temat. Brak pokory pokazuje również megalomański program. Niczym Titanic ten spektakl idzie na dno, mam nadzieję, że nie pociągnie za sobą przyszłości tej wspaniałej muzycznej sceny.  

Cabaret, którego akcja rozgrywa się w epoce rosnącego w siłę ruchu narodowo-socjalistycznego w latach trzydziestych ubiegłego wieku w Niemczech, nie porywa nawiązaniami do współczesności. Flagi ze swastyką nie robią na nikim wrażenia. Potrzeba czegoś więcej.

"Cabaret jest ryzykowanie aktualny, a jego dzisiejsza wymowa powinna nas skłonić do refleksji" - czytamy w programie. Moje refleksje przedstawiłem powyżej. 

wtorek, 23 kwietnia 2019

Wiosna ludu oświatowego albo portret polskiej oświaty we wnętrzu.


Strajki nauczycieli wciąż trwają. Dziś była wielka demonstracja w Warszawie. O proteście nauczycieli napisano już chyba wszystko. Przyznam się, że po dzisiejszej manifestacji przed MEN-em miałem nadzieję, że do strajku ruszą inne grupy zawodowe lub w bardziej widoczny sposób będzie widoczne popracie dla nauczycieli. Czekałem na naszą polską Wiosnę Ludów. Według mnie nie dzieje sie dobrze.
Przyznam się, że jestem i tak zaskoczony, że nauczyciele zmobilizowali się do strajku, w ostatnich latach ich praca coraz bardziej przypominała walkę z papierologią niż nauczaniem, z roku na roku paierów do wypełnienia było coraz więcej. Dla przykładu w nieco potoczny sposób przedstawię sytuację ucznia, który ma problemy z nauka. To nauczyciel musi udokumentować, co zrobił, żeby wyciągnąć takiego delikwenta za uszy. Rodzice, opiekunowie nie muszą nic. Wymaga się jedynie od nauczyciela. 

W ogóle wymagania od szkoły i nauczycieli są oderwane od rzeczywistości. Szkoła jak każdy wie, a może nie, skoro to piszę, jest systemem, a każdy system ma swoje słabe punkty. Patrząc na system emerytalny, opieki zdrowotnej, prace urzędników państwowych itp, itd... nagle wymagamy, żeby szkoła była miejscem idealnym, z idealnymi nauczycielami, czyli takimi co nic nie chcą od naszego dziecka i za nic stawiają szóstki.

Czy strajk jest potrzebny, etyczny, czy dzieci są zakładnikami? Trudno bawić sie w etyka, co robi większa część społeczeństwa i wygląda to komicznie. Tak na marginesie dodam, jak to możliwe, że w kraju, w którym wszyscy znają sie na wszystkim, od rządzenia po prowadzenie lotów w kosmos, dzieje się tak źle? Ktoś kiedyś napisał, ze "Polacy są zbyt mądrzy, aby być biedni", ale przy naszej, jak to zauważono w klasyce kabaretu, "odwiecznej głupocie" i niemożności dogadania się, mamy to co mamy. 

Przypominam również, że maturzyści są osobami dorosłymi, posiadają osobowość prawną do działań, niestety, zostali pozostawieni sami sobie, i to nie wcale przez nauczyciel.

A wracając do strajku. Przede wszystkim strajk jest wyrazem własnego stosunku do rządzących i konstytucyjnym prawem. Nauczyciele mają to szczęście, że mogą strajkować, nie każda grupa zawodowa ma możliwość wejścia w spór zbiorowy.

Dzieci nie są zakładnikami. Tak się złożyło, że strajkujący nauczyciele pracują w środowisku, w którym nauczają dzieci, młodzież a nawet dorosłych tegorocznych maturzystów. Myślę, że rząd bardziej był przekonany, że mając asa w rękawie jakim są dzieci i młodzież, że jest na wygranej pozycji.

Jak sama nazwa rządu wskazuje, rząd rządzi, ale myślę, że byłoby dużo lepiej dla nas wszystkich, gdyby rząd zarządzał w taki sposób, żeby nie było na przykład strajków. Ale to już w świecie idealnym.

Gdyby nauczyciele otrzymywali znośne pieniądze, nie byłoby tego strajku. Pensje nauczycielskie nie są czymś nadzwyczajnym. W ostatnim czasie nasiliły się odejścia z zawodu, z różnych powodów oczywiście, ale gdyby pieniądze były nadzwyczajne, jak trąbią niektóre media i niedoinformowani mieszkańcy tego kraju, to przecież dla dobry pieniędzy pozostałoby się w powołaniu czy też misji i przecierpiało to i owo.

A czy wiadomym jest, że żeby zacząć uczyć, nie wystarczą często tylko jedne studia? Jeśli robimy awans, to należy się kształcić. Często żeby mieć czysty etat, czyli 18 godzin przy tablicy, trzeba skończyć kilka podyplomówek, za które niekoniecznie płaci pracodawca. I zdradzę coś jeszcze, większość szkoleń odbywa się po godzinach pracy przy tablicy, często w weekendy. Brzmi jak bajka, kiedy pracownik zakładu produkcyjnego szkoli się w godzinach swoje pracy a po niej może spokojnie obejrzeć ulubiony serial.

Niestety, słynne 18 godzin przy tablicy to legenda. Ponieważ rzeczywistość szkolna coraz bardziej przypomina korporację, również przez wspomnianą biurokrację, to czasami czterdziestą godzinę ma się wyrobioną już w środę. Podczas niedawnego patriotycznego miesiąca i produkcji wielu akademii szkolnych, właśnie tak było. A kiedy ktoś głośno powiedział, że już swoje wypracował, to najczęściej usłyszał, ale pracujemy do czterdziestu godzin! Brzmi jak żart, ale to nie żart.

Znam nauczycieli, których etat składał się z kilku elementów, czyli prowadzenie przedmiotu nr 1, przedmiotu nr 2, przedmiotu nr 3, wychowawstwa. To nie jest żaden komfort pracy, a tym bardziej nauczania. Wielu nauczycieli, żeby uzbierać godziny na jeden etat, biegają po szkołach. Szczęściarze to ci z większych miast, nauczyciele na prowincji muszą przemieszczać się pomiędzy miejscowościami.

Tak samo jak z rządem, wielu dyrektorów szkół zamiast zarządzać, rządzi. Uważam, że to tragedia polskiej oświaty.

Smutne jest też to, że nauczyciele wychowawcy, opiekunowie podczas wyjazdów i zielonych szkół nie dostają odpowiedniego wynagrodzenia za swoją pracę. Proszę pomyśleć o wyjeździe kilkudniowym z młodzieżą. Podczas takiego wyjazdu się nie odpoczywa. Po ośmiu godzinach mamy już nadgodziny, takie dwadzieścia cztery godziny pomnożone przez kilka dni, to jednak liczylibyśmy na jakieś zadośćuczynienie za ciągłą wychowawczą gotowość. Jeśli ktoś twierdzi, że jest inaczej i nauczyciele odpoczywają, niech zatrudni się dla eksperymentu w szkole, po ośmiu godzinach zejdzie z posterunku, zdziwi się, co by się stało, gdyby coś się stało wychowankom w tym czasie. Jak to mówiło starsze pokolenie – do kryminału!

Chciałbym też wierzyć, że są w Polsce szkoły państwowe, w których światłe samorządy płacą zgodnie z wypracowanymi godzinami. Jeśli nie są tego świadome, jak wygląda praca nauczyciela, to sami sobie wystawiają kiepską ocenę. I tutaj muszę zaznaczyć, że w szkołach prywatnych rozliczanie godzin, które są ponad etat godzinowy, jest sprawniej rozliczany.

Niestety, wielu nauczycieli państwowych cieszy się z niedoli nauczycieli prywatnych, ale wiem, że wymiar przy tablicy to zazwyczaj 23-26 godzin w prywatnej szkole. Udokumentowane godziny ponad 40-stą są płacone. Za zielone szkoły, wyjazdy, opiekę jest zwrot dni wolnych albo pieniędzy, ponieważ tak mówi kodeks pracy.

Czy z tego co napisałem wynika, że bronię nauczycieli i strajku? Na pewno nie jestem obiektywny w tym co skreśliłem, ale staram się przede wszystkim przedstawić portret polskiej oświaty we wnętrzu.

Przede wszystkim przeraża mnie brak solidarności na poziomie pokoju nauczycielskiego, co przełożyło się na wspólne działania związków zawodowych. Tak jak wiele szczytnych idei, tak teraz również idee związkowe stały się coraz bardziej upolitycznione. Proponuję stworzyć nową jakość, jak na scenie politycznej starają się tworzyć co niektórzy. A teraz przytoczę też klasyka" "Nie chcę być członkiem klubu, który chce abym był jego członkiem".

Uważam, że strajk jest o co najmniej o dwa lata za późno. Nie neguję jego celowości dzisiaj. Należało strajkować w momencie wprowadzenia w trybie szaleńczym zmian w strukturze szkoły podstawowej z 6 na 8 klas. Po pierwsze, nie byłoby tego zamieszania na poziomie samorządu, ofiar w etatach nauczycielskich, bo każda rewolucja to ofiary. Po drugie, strajk pokazałby, że te kilkanaście lat istnienia gimnazjów miał jakiś sens, a tak się okazało, że ich wprowadzenie i teraz wygaszanie ostatniego rocznika czysto matematycznie było nikomu niepotrzebne.

Należało strajkować, kiedy bodajże w 2006, wielu nauczycieli specjalistów traciło swoje uprawnienia zawodowe, zwłaszcza ci z oświatowych domów kultury. Ktoś przed emeryturą, z dekadami doświadczenia, nagle stawał się niewykwalifikowanym pracownikiem.Gdzie wtedy była solidarność nauczycielska?

Kuriozalnie w oświacie wciąż trudno zatrzymać specjalistów. Na przykład gdyby Adam Hanuszkiewicz czy Xymena Zaniewska chcieli uczyć w szkole, to po pierwsze musieliby posiadać odpowiednie wykształcenie kierunkowe dla wykładanego przedmiotu, uprawnienia pedagogiczne, a przede wszystkim zgodzić się na proponowaną pensję. Gdyby faktycznie po latach działania na polu kultury polskiej przyszłoby im do głowy nieść kaganek oświaty, jako stażyści myślę, że by się zdziwili.

Tak samo jak kolejne reformy, zmiany, tak samo awanse zawodowe skłóciły środowisko i do dziś nie wiem, czy mają faktycznie na celu podnieść jakość kształcenia, czy tylko popsuć atmosferę pracy. Dla mnie są niesprawiedliwą formą i niepotrzebną. Pokazują najczęściej, ze Ci, którzy pozostali w szkole z powołania, najczęściej nie pozostają dyplomowanymi. Jest taki żart nauczycielski: "Kto nie ma braków w dokumentacji szkolnej? - ten, który nic nie robi!"

Tak jak często w naszej Ojczyźnie, wszystko się robi na ostatnią chwilę, myśli się, że jakoś tak będzie. O ile oświata działała przez ostatnie lata na zasadzie rozpędzonej maszyny, to ostatnia reforma pokazała, jak cały system oświatowy nieprawidłowo funkcjonuje.

Dziś hasło "Okrągłego stołu" z nauczycielami i rządem albo rządem i nauczycielami brzmi jak groteska. "List otwarty do Koleżanki, Pierwszej Damy, Pani Agaty Kornhauser – Dudy" napisany przez strajkujących nauczycieli II Liceum Ogólnokształcącego im. Króla Jana III Sobieskiego w Krakowie to faktycznie wyraz bezsilności. "Czujemy wstyd i upokorzenie, będąc zmuszonymi do tłumaczenia się, w jaki sposób traktujesz całe środowisko nauczycielskie, a między innymi nas, swoje koleżanki i kolegów, wyrażając milczeniem aprobatę dla destrukcyjnych działań i przekłamań rządu, w obliczu największego powojennego kryzysu edukacji"* - te słowa pokazują jak łatwo zapomina się, skąd się pochodzi i jaki jest stosunek rządzących do strajkujących.

Chciałbym, żeby obecny strajk bardziej skupił się na systemie, a mniej na pieniądzach. Chciałbym, żeby nauczyciele i związki stworzyli kompromis pomiędzy Kartą Nauczyciela a Kodeksem pracy, żeby zrównać w prawach nauczycieli pracujący w oświacie. Żeby nauczyciele z placówek państwowych i prywatnych mogli pracować na podobnych prawach czy zasadach, bo nigdy nie wiadomo, gdzie los rzuci siłaczy. A prawda jest też taka, że dziś prestiż buduje się na pieniądzach, czyli tyle ile zarabiamy, stąd społeczeństwo nie ma szacunku do grupy zawodowej jaką są nauczyciel, bo w porównaniu z lekarzami i prawnikami jest to różnica jak pomiędzy pierwszym a trzecim światem.

Pisząc ten tekst, dostaję informację, że kolejne szkoły odchodzą od strajku. Jeśli teraz nie będzie jedności, to nie sądzę, żebym dożył jakichś spektakularnych zmian w oświacie. Rządzący stracą szacunek do nauczycieli zupełnie, jeśli jeszcze go posiadają, a społeczeństwo również zobaczy, że pracownicy oświat znaczą niewiele. W takim momencie należałoby zrezygnować z zawodu, ale przecież jest życie, są kredyty, rodziny, własne dzieci.
_________________________________________________________________________________
* https://gazetakrakowska.pl/strajk-nauczycieli-w-krakowie-zbulwersowani-nauczyciele-z-ii-lo-pisza-list-do-agaty-dudy-czujemy-wstyd-i-upokorzenie/ar/c1-14037845

Zdjęcie ilustracyjne: https://www.facebook.com/CKMN.ZNP/photos/a.155229897919124/1924846210957475/?type=3&theater

czwartek, 11 kwietnia 2019

Wiosna i takie tam kwiatki.

"Z wiosną nadzieje rosną" i tym optymistycznym akcentem rozpoczynam pisanie w tym roku kalendarzowym. 

"Kwiecień plecień..." pokazuje, że mocno przeplata się nasze prywatne życie z wydarzeniami politycznymi, które spychają na dalszy plan zdarzenia artystyczne. Mam niestety smutne wrażenie, że współczesna sztuka, nie nadąża za aktualnościami, nie odpowiada na nie, mija się z nimi. Drzewiej, na przykład, teatr był częściej za lub przeciw, a obecnie jest gdzieś pomiędzy, a często za horyzontem.