niedziela, 11 maja 2014

"Rondo" w KTO.

Spektakl "Rondo" należy do tych przedstawień, na które się wraca. Po pierwszym obejrzeniu tej realizacji, człowiek uświadamia sobie, że świetnie się bawił, przeponę oddałby najchętniej do wymiany, a przecież jest jeszcze przesłanie. Owszem, czujemy je, ba, nawet rozumiemy, ale za drugim i trzecim razem patrzenie na "Rondo" przez śmiech nie zaburza naszej percepcji. W końcu możemy nasycić się całością. 

Spektakl nie jest kabaretem, jest bardzo dobrze zrealizowaną komedią, Bardzo ważne jest, że to przedstawienie o feminizmie. Nie każdy jest gotowy stanąć twarzą w twarz z tym zjawiskiem, ale naprawdę warto odwiedzić Teatr Kto, kiedy "Rondo" pojawi się na afiszu.
 
Przez przypadek, jak to w życiu, grupa kobiet postanawia założyć czasopismo promujące prawdę, skierowane do płci pięknej, obnażające prawdę o płci przeciwnej. Zbyt niepozbierani emocjonalnie męscy widzowie lub nie mający do siebie dystansu, mogą wpaść w depresję ;-) Męska kondycja nie wypada najlepiej, prezentowana jest jako podgatunek, przeklinający, pijący, kierownikujący, płaczący nad zepsutą spłuczką klozetową czy innym zatkanym odpływem. Kobiety są górą, przede wszystkim są piękne. To musi rzucać mężczyzn na kolana i z góry skazywać na porażkę. Aktorki w tym spektaklu są kwintesencją kobiecości, nawet te, które na początku prezentują się jako szare myszki. Aktorstwo prezentuje się wybornie. Zrobić komedię, podczas której salwa śmiechu następuje jedna po drugiej, to sztuka dziś już coraz rzadziej spotykana.

W myśl zasady: "Z czego się śmiejecie? Sami z siebie!" - obrywa się z urzędu facetom, a w wyniku rozwoju akcji również i kobietom. Gdy do tego dodamy: "Gdzie kucharek sześć..." komedia robi się tym bardziej urokliwa, czym bliżej finału. A finał jest groteskowy.

Spektakl jest o feminizmie i choć żeński zespół aktorski prowadzi akcję do przodu, to znajdziemy rodzynka, a raczej wisienkę na torcie ;-) Przerywnikami pomiędzy poszczególnymi scenami są nocne wizyty samca. Nie wiem czyje to było zamierzenie, może wypadkowa, ale aktor gra pierwsze skrzypce prezentując w kilku scenach różne typy osobowości i zachowań. Zaskakuje nas swoimi możliwościami, zmianami. Jest facetem z krwi i kości, o którym marzą bohaterki "Ronda", chociaż boją się do tego przyznać. 

W spektaklu znajdziemy wiele odniesień pop-kulturowych. Zwłaszcza kiedy zostają one podbite prezentacją na sztaludze, stanowiącą element scenografii, widzimy wtedy jak śmieszni bywamy i jak łatwo nam wpaść do sosu zwanym śmieszność. Często to media nas tak kreują, bo łatwiej to sprzedać lubi więcej jest kupujących takie ciekawostki z życia wyższych sfer. 

Jedną z ciekawszych scen jest scena bankietu, redaktorki świętują swój sukces, wszystko jest ładne i składne dopóki alkohol nie pomiesza w głowie, wówczas stają się kwintesencją tego z czym walczyły do tej pory ;-) Pojawiający się facet-przerywnik wygrywa potyczkę swoją trzeźwością!

W całości i tak mamy remis damsko-męski. Wygrywa tylko widz, bo śmiech to zdrowie. A dobra sztuka teatralna w dzisiejszych czasach, to rarytas.