wtorek, 17 marca 2015

Biegnij Lola, biegnij... Tym razem o "Working Title Ego".


Tym razem biję się w pierś, niczym Mikołajczyk w "Niech żyje wojna" /krakowska PWST/. Kompletnie nie znam się na tańcu współczesnym, neoklasycznym, klasycznym, żadnym. Dlatego jestem ostatnią osobą, która powinna pisać o przedstawieniu dyplomowym studentów Wydziału Teatru Tańca. Przez pryzmat tych słów przepraszam wykonawców oraz twórców przedstawienia pt. "Transdyptyk", bohaterów mojego wcześniejszego postu, jeśli poczuli się urażeni tym, co przeczytali.

Ten tekst o "Working Title Ego" nie będzie zatem próbą oceny, tylko zapiskiem wrażenia po spektaklu. Być może również szeregiem pytań, na które należy odpowiedzieć w najbliższym czasie. 

Trzy biegnące w miejscu postaci, najbardziej zapamiętany obraz z tego przedstawienia. Skojarzenie z filmem "Biegnij Lola, biegnij". Poza tym bardzo podobna muzyka do ścieżki dźwiękowej z tego filmu, zwłaszcza momenty tykającego zegara. 

Czy przedstawienie dyplomowe studentów Wydziału Teatru Tańca nie powinno być opowieścią? Kiedy wybieram się na występy Zespołu Pieśni i Tańca "Mazowsze" czy "Śląsk", w niektórych stylizacjach odnajduję rodzaj obrazowania. Czy Teatr Tańca nie powinien bazować na zasadach dramaturgii? Myślę, że tak. Owszem, były "momenty", kiedy taniec przypominał scenariusz, ale zbyt krótkie i nie tworzyły większej całości.

Zdumiewająca sprawność występujących. Niesamowite partnerowania. Wciąż zaskakujące podtrzymywania. Jednoosobowa owacja ode mnie na stojąco za zapamiętanie rozbudowanej choreografii. Bardzo sprawne opanowanie przestrzeni, nie tylko centrum, nie tylko po kulisach. Cała plansza zapełniona ruchem. Dużo ciekawego ruch niczym w przewijaniu taśmy do tyłu, jakby czas się cofał. Coś podobnego dane mi było obejrzeć w choreografii Jana Kodeta. 

Niepotrzebne teksty mówione. I dlaczego w języku angielskim? Parafrazując Witkacego: czyżby podły polski język brzmiał okropnie? I że w angielskim wymyślili piękniejsze słowa? 

Niepotrzebny śpiew. Sprawne operowanie przeponą w czasie ruchu, to zadanie często awykonalne. Kiedy się jeszcze kogoś dźwiga, zabieg skazany na porażkę.

Czy jako laik w zakresie tańca współczesnego chcę jeszcze raz zobaczyć ten spektakl? Niestety nie. To moje prywatne, nieobiektywne zdanie. Uważam, że ktoś znający się na współczesnych formach tańca, odnajdzie przyjemność w czasie oglądania tego przedstawienia.

Jeśli to Wydział Teatru Tańca, to od teatru wymagam wzruszenia, poruszenia, zmiany mojego patrzenia... nie dano mi tego doświadczyć. 

Za programem: "To spektakl o autorefleksji, niedoskonałości, akceptacji i prawdzie". Widocznie coś mnie znów ominęło.

http://bytom.pwst.krakow.pl/working-title-ego-rezyseria-i-choreografia-jens-van-daele

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz