Tym razem biję się
w pierś, niczym Mikołajczyk w "Niech żyje wojna" /krakowska PWST/.
Kompletnie nie znam się na tańcu współczesnym, neoklasycznym, klasycznym,
żadnym. Dlatego jestem ostatnią osobą, która powinna pisać o przedstawieniu
dyplomowym studentów Wydziału Teatru Tańca. Przez pryzmat tych słów przepraszam
wykonawców oraz twórców przedstawienia pt. "Transdyptyk", bohaterów
mojego wcześniejszego postu, jeśli poczuli się urażeni tym, co przeczytali.
Ten tekst o
"Working Title Ego" nie będzie zatem próbą oceny, tylko zapiskiem
wrażenia po spektaklu. Być może również szeregiem pytań, na które należy
odpowiedzieć w najbliższym czasie.
Trzy biegnące w
miejscu postaci, najbardziej zapamiętany obraz z tego przedstawienia.
Skojarzenie z filmem "Biegnij Lola, biegnij". Poza tym bardzo podobna
muzyka do ścieżki dźwiękowej z tego filmu, zwłaszcza momenty tykającego zegara.
Czy przedstawienie
dyplomowe studentów Wydziału Teatru Tańca nie powinno być opowieścią? Kiedy
wybieram się na występy Zespołu Pieśni i Tańca "Mazowsze" czy
"Śląsk", w niektórych stylizacjach odnajduję rodzaj obrazowania. Czy
Teatr Tańca nie powinien bazować na zasadach dramaturgii? Myślę, że tak. Owszem, były "momenty", kiedy taniec przypominał scenariusz, ale zbyt krótkie i nie tworzyły większej całości.
Zdumiewająca
sprawność występujących. Niesamowite partnerowania. Wciąż zaskakujące
podtrzymywania. Jednoosobowa owacja ode mnie na stojąco za zapamiętanie
rozbudowanej choreografii. Bardzo sprawne opanowanie przestrzeni, nie tylko centrum, nie tylko po kulisach. Cała plansza zapełniona ruchem. Dużo ciekawego ruch niczym w przewijaniu taśmy do tyłu, jakby czas się cofał. Coś podobnego dane mi było obejrzeć w choreografii Jana Kodeta.
Niepotrzebne
teksty mówione. I dlaczego w języku angielskim? Parafrazując Witkacego:
czyżby podły polski język brzmiał okropnie? I że w angielskim wymyślili
piękniejsze słowa?
Niepotrzebny
śpiew. Sprawne operowanie przeponą w czasie ruchu, to zadanie często
awykonalne. Kiedy się jeszcze kogoś dźwiga, zabieg skazany na porażkę.
Czy jako laik w
zakresie tańca współczesnego chcę jeszcze raz zobaczyć ten spektakl? Niestety
nie. To moje prywatne, nieobiektywne zdanie. Uważam, że ktoś znający się na współczesnych formach tańca, odnajdzie przyjemność w czasie oglądania tego przedstawienia.
Jeśli to Wydział
Teatru Tańca, to od teatru wymagam wzruszenia, poruszenia, zmiany mojego
patrzenia... nie dano mi tego doświadczyć.
Za programem:
"To spektakl o autorefleksji, niedoskonałości, akceptacji i
prawdzie". Widocznie coś mnie znów ominęło.
http://bytom.pwst.krakow.pl/working-title-ego-rezyseria-i-choreografia-jens-van-daele
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz