czwartek, 19 marca 2015

O spektaklu dyplomowym studentów IV roku PWST Kraków - WTT w Bytomiu: "Superbohaterów 10/9".

Dawno nie było mi dane oglądać na scenie tak wielkiego bełkotu inscenizacyjnego. To nawet nie misz-masz, to tak naprawdę masz-nic. Dużo niczego. Dużo Makbeta, Hamleta i Balladyny. Kolejność przypadkowa. Wymieszane i niestrawne jak w kiepskim cateringu. Czy te dzieła, są tak słabe, że nie mogą funkcjonować samodzielnie? Czy zabrakło pomysłów reżyserskich, żeby zmierzyć się z pojedynczym tytułem, nawet jeśli nie miałby być potraktowany klasycznie?

Studenci wrzuceni w formę, której nie unieśli. Nie unieśli też interpretacji tekstów, wygłaszanych często beznamiętnie jak zapowiedź na dworcu PKP, zatem należało im je odebrać. Zostawić zespół tylko w ruchu, w którym sobie nawet radzili, ale przy ich możliwościach to było mniej jak rozgrzewka.

Jedynie dwa momenty, które były przekonujące: prawdziwa nagość contra zniewieściali faceci i prawdziwa aktorsko studentka zanosząca się niesamowitym śmiechem oraz umiejętnościami warsztatowymi - jej rola żyła i ona też nią żyła.

Nie wiem dlaczego w krakowskiej PWST jest jakaś moda na facetów w butach  na wysokim obcasie /Superbohaterów, Blue Room/. Trzeba być trzyletnią nastolatką z "Pret-a-porter" Altmana, żeby coś takiego szokowało. Dla wytrawnych widzów zabieg nieco trąci już myszką.

Resztę przemilczę, bo niestety słów szkoda. 

http://www.pwst.krakow.pl/superbohaterow-10-9

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz