poniedziałek, 16 marca 2015

"Sprzedam dom, w którym już nie mogę mieszkać" w KTO.

Przedstawienie o życiu, z jego wszystkimi barwami mierzonymi narodzinami, przemijaniem, wreszcie  śmiercią. Niby nic nowego, ale w Teatrze KTO warto zobaczyć jaki może być wariant naszego tymczasowego  trwania.

Spektakl otwiera i zamyka scena z pasażerami oczekującymi w poczekalni dworcowej na swój pociąg, niczym na swoje przeznaczenie. Każdy gwizd lokomotywy to inny los, trudno się zdecydować na podróż w nieznane. Zupełnie przypadkowe postaci tworzą kolejne obrazy z życia, które bardzo podobne jest do naszego. 

Zatem mamy cud narodzin, zamieszanie z miskami z ciepła wodą, przerażeniem ojca, którego vis comica jest zupełnie hrabalowska, czyli czeska! Od tego wszystko się zaczyna i trwa do śmiertelnego finału. Obok sacrum jest też profanum. W scenie spowiedzi mamy kuszenie spowiednika w sposób bardzo retro, niczym rękawiczką Marleny Dietrich: łyżeczka ogrzana ustami "grzesznicy" czy kostka cukru wyciągana z dekoltu. Takich smaczków jest w spektaklu bardzo wiele. Bardzo sprawnie rozmieszczonych. Do tego bardzo sprawny fizycznie zespół aktorski, który tworzy obrazy wykorzystując wielkie teatralne walizy, przemieszcza się po nich, jakby nie wymagało to zupełnie żadnego wysiłku. Niektóre zadania ocierają się o kaskaderstwo. 

Spektakl opowiada o życiu dla mnie nieco bajkową stylistyką, może to nie najlepszy przymiotnik, ale dla mnie przebywanie na widowni podczas tego spektaklu kojarzy się z patrzeniem z perspektywy dziecka, z otwartymi oczami, zaskoczeniem, czasami otwartą buzią ze śmiechu. Że chociaż to najprawdziwsza prawda, to znajdzie się coś magicznego w tym świecie i zmieni wszystko na lepsze. Magia zostaje wprowadzona w scenie rozkapryszonej narzeczonej przed ślubem, która "nie ma się w co ubrać", choć od sukien ślubnych brakuje miejsca na scenie. Kiedy w końcu udaje się ją usatysfakcjonować, pojawiają się pływające lampiony małych ubranek dziecięcych. Do tego muzyka, która pozwala odpłynąć w niebyt.

Przedstawienie nie wykorzystuje słów, w większości jest teatrem ruchu, niekiedy pantomimą, czasami teatrem muzycznym w wstawkach z "katarynką", której właściciel dośpiewuje tekst w kilku światowych językach. Te przerywniki ocierają się o stylistykę kiczu, która jak wiemy jest sztuką szczęścia i nie oszukujmy się, że czasami takiego kiczu pragniemy. 

I mamy niejaki element słowiański w tym wszystkim, alkohol, który pozwala uruchomić nasze dusze, szaleństwo i często pogodzić się z rzeczywistością przez złudne jej zrozumienie w rauszu alkoholowym. 

Mam nadzieję, że w przyszłości napiszę więcej, ale naprawdę trudno zamknąć w słowach to wyjątkowe przedstawienie.

http://teatrkto.pl/pl/spektakle/sprzedam-dom-w-ktorym-juz-nie-moge-mieszkac,7.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz