poniedziałek, 12 stycznia 2015

Szarik, nie aportuj mi tego miejsca, czyli „Niech żyje wojna” w krakowskiej PWST.

Zapraszam do nowej wersji tekstu:
http://inwentaryzacja2014.blogspot.com/2015/03/szarik-nie-aportuj-mi-tego-miejsca.html


Przedstawienie przyznam szczerze jest ciekawe, może nieco za długie, ale ciekawe. "Niech żyje wojna" zaczyna się otwartą kurtyną, w półmroku ginie całe pudło sceniczne z maszynerią. Na scenie jakaś postać, na plecach pióra husarii. Kiedy rozświetlają się światła, mamy scenografię pasującą do „Starej kobiety wysiaduje”, tam też o wojnie i historii, ale w miarę upływu akcji równie dobrze odnalazłby się tam „Bal po orłem”.

Historyczność spektaklu dotyczy sprawy Powstania Warszawskiego. Właśnie Powstanie Warszawskie i nasze dzieje najnowsze są w kolejnych etiudach niczym mielonka w konserwie wojskowej. Ten misz masz to tylko potwierdzenie bełkotu, jakim często jesteśmy karmieni przez media o wolności, honorze, braterstwie...

Pierwsza scena to Stanisław Mikołajczyk, który czeka na audiencję u Stalina. Jest to jedna z najlepszych scen, zwłaszcza dzięki aktorce wcielającej się w postać doświadczonego przez historię Premiera Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie. Już w tym epilogu widzimy groteskę naszego położenia, jesteśmy mięsem armatnim w wielkiej polityce. Scena ta mogłaby być osobnym przedstawieniem.

Zatem Powstanie Warszawskie, śmierć dzieci, młodzieży, elity, pytania o cel, wypadkowe, sens? W sumie „Niech żyje wojna” to wypowiedź młodych aktorów o tym, jak postrzegają historię i jak ją chcą przeżywać. Przy finale można stwierdzić, że to spektakl polityczny, bo wymagana minuta ciszy w dniu każdego powojennego pierwszego sierpnia staje się rykoszetem dla jej ustawodawców, jest to „minuta ciszy przeciwko władzy”. Aż dziw bierze, że taki spektakl powstał w Krakowie, nie wiem czy w stolicy miałby szansę na premierę, a obawiam się protestów przeciwko jego obecności na scenie.

„Inspiracją do napisania tego tekstu był serial (…) „Czterej pancerni i pies” (…) To sztuka „przeciwko” – przeciwko propagandzie samego serialu, przeciwko mitologizacji bohaterstwa Polaków, przeciwko zawłaszczaniu historii” – czytamy w programie do przedstawienia. I tak rzeczywiście jest, telewizyjni bohaterowie żyją na scenie, ale nie w tym etosie, który pamiętamy. Nie posiadają czołgu, Szarika trzymają wiecznie w budzie, są żołnierzami, którym kradzieże i gwałty nie są obce, którzy nie pachną telewizyjną sławą, tylko wojennym potem.

Reżyser w tym historycznym kalejdoskopie korzysta z wielu odniesień, jak na przykład nawiązanie do mitologii, którą reprodukujemy w kolejnych pokoleniach, zwłaszcza elementy związane z siłą i wojną. Interesującym wątkiem jest scena zaślubin Polski z Bałtykiem. Marusia i Janek na plaży, obok nich nieśmiertelny Szariik, od wojny minęło kilka dekad, a oni niczym znudzone i nienawidzące się małżeństwo nie tylko przerabiają problemy damską męskie, ale i historyczne, te filmowe i te rzeczywiste.

Spektakl wykorzystuje w pełni możliwości współczesnej techniki, są mikroporty, są mikrofony, jest nagłośnienie, do tego instrumenty klawiszowe, perkusyjne i wszelkie inne przeszkadzajki, i trzeba przyznać, ze niewiele jest momentów, w których hałas jest niepotrzebny. Na pewno niepotrzebny jest nadmiar wulgaryzmów, to w miarę zbliżania się do finału staje się coraz bardziej męczące. Widocznie takie czasy, chociaż jeśli młodzież na scenie z reżyserem, krytykuje wieś w mieście /przyjezdni w odbudowanej stolicy/, sikanie do porcelany i niszczenie fortepianów /brak elit i kultury/, to jednak z tym przeklinaniem przeginają. 

Wielogodzinność przedstawienia to nie brak pomysłów reżyserskich, tylko ich nadmiar. Możliwe, że jeszcze wybiorę się na ten spektakl. Wtedy dopiszę coś jeszcze.

PS. Szarik w tym dziwacznym świecie historii jako jedyny chce pamiętać, uczcić poległych minutą ciszy. Wierna psina!

http://krakow.pwst.krakow.pl/niech-zyje-wojna


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz