http://inwentaryzacja2014.blogspot.com/2015/03/szarik-nie-aportuj-mi-tego-miejsca.html
Przedstawienie przyznam szczerze
jest ciekawe, może nieco za długie, ale ciekawe. "Niech żyje wojna" zaczyna się
otwartą kurtyną, w półmroku ginie całe pudło sceniczne z maszynerią. Na scenie jakaś postać, na plecach pióra husarii. Kiedy
rozświetlają się światła, mamy scenografię pasującą do „Starej kobiety
wysiaduje”, tam też o wojnie i historii, ale w miarę upływu akcji równie dobrze
odnalazłby się tam „Bal po orłem”.
Historyczność spektaklu dotyczy
sprawy Powstania Warszawskiego. Właśnie Powstanie Warszawskie i nasze dzieje najnowsze są w
kolejnych etiudach niczym mielonka w konserwie wojskowej. Ten misz masz to tylko potwierdzenie bełkotu, jakim często jesteśmy karmieni przez media o wolności, honorze, braterstwie...
Pierwsza scena to Stanisław Mikołajczyk, który czeka na audiencję u Stalina. Jest to jedna z
najlepszych scen, zwłaszcza dzięki aktorce wcielającej się w postać
doświadczonego przez historię Premiera Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie.
Już w tym epilogu widzimy groteskę naszego położenia, jesteśmy mięsem armatnim
w wielkiej polityce. Scena ta mogłaby być osobnym przedstawieniem.
Zatem Powstanie Warszawskie,
śmierć dzieci, młodzieży, elity, pytania o cel, wypadkowe, sens? W sumie „Niech
żyje wojna” to wypowiedź młodych aktorów o tym, jak postrzegają historię i jak
ją chcą przeżywać. Przy finale można stwierdzić, że to spektakl polityczny, bo
wymagana minuta ciszy w dniu każdego powojennego pierwszego sierpnia staje się
rykoszetem dla jej ustawodawców, jest to „minuta ciszy przeciwko władzy”. Aż
dziw bierze, że taki spektakl powstał w Krakowie, nie wiem czy w stolicy miałby
szansę na premierę, a obawiam się protestów przeciwko jego obecności na scenie.
„Inspiracją do napisania tego
tekstu był serial (…) „Czterej pancerni i pies” (…) To sztuka „przeciwko” –
przeciwko propagandzie samego serialu, przeciwko mitologizacji bohaterstwa
Polaków, przeciwko zawłaszczaniu historii” – czytamy w programie do
przedstawienia. I tak rzeczywiście jest, telewizyjni bohaterowie żyją na
scenie, ale nie w tym etosie, który pamiętamy. Nie posiadają czołgu, Szarika
trzymają wiecznie w budzie, są żołnierzami, którym kradzieże i gwałty nie są
obce, którzy nie pachną telewizyjną sławą, tylko wojennym potem.
Reżyser w tym historycznym
kalejdoskopie korzysta z wielu odniesień, jak na przykład nawiązanie do
mitologii, którą reprodukujemy w kolejnych pokoleniach, zwłaszcza elementy związane
z siłą i wojną. Interesującym wątkiem jest scena zaślubin Polski z Bałtykiem.
Marusia i Janek na plaży, obok nich nieśmiertelny Szariik, od wojny minęło
kilka dekad, a oni niczym znudzone i nienawidzące się małżeństwo nie tylko
przerabiają problemy damską męskie, ale i historyczne, te filmowe i te rzeczywiste.
Spektakl wykorzystuje w pełni
możliwości współczesnej techniki, są mikroporty, są mikrofony, jest
nagłośnienie, do tego instrumenty klawiszowe, perkusyjne i wszelkie inne
przeszkadzajki, i trzeba przyznać, ze niewiele jest momentów, w których hałas
jest niepotrzebny. Na pewno niepotrzebny jest nadmiar wulgaryzmów, to w miarę
zbliżania się do finału staje się coraz bardziej męczące. Widocznie takie
czasy, chociaż jeśli młodzież na scenie z reżyserem, krytykuje wieś w mieście
/przyjezdni w odbudowanej stolicy/, sikanie do porcelany i niszczenie
fortepianów /brak elit i kultury/, to jednak z tym przeklinaniem przeginają.
Wielogodzinność przedstawienia to nie brak pomysłów reżyserskich, tylko ich nadmiar. Możliwe, że jeszcze wybiorę się
na ten spektakl. Wtedy dopiszę coś jeszcze.
PS. Szarik w tym dziwacznym świecie historii jako jedyny chce pamiętać, uczcić poległych minutą ciszy. Wierna psina!
http://krakow.pwst.krakow.pl/niech-zyje-wojna
PS. Szarik w tym dziwacznym świecie historii jako jedyny chce pamiętać, uczcić poległych minutą ciszy. Wierna psina!
http://krakow.pwst.krakow.pl/niech-zyje-wojna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz