sobota, 17 stycznia 2015

"Baśń o Andersenie" krakowskiej PWST

„Baśń o Andersenie w reżyserii Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik na podstawie Andersen. Życie baśniopisarza Jackie Wullschläger  w przekładzie Maryny Ochab z fragmentami baśni, listów i dzienników H.Ch. Andersena w przekładzie Bogusławy Sochańskiej” – czytamy na stronie spektaklu – nie zachwyca. Można nawet użyć określenia, że nuży i nudzi, niczym potrawa w której za dużo wszystkiego, niczym nie tylko przysłowiowe dwa grzyby w barszczu. Brak zdecydowania się na kanwę scenariusza prawdopodobnie przyczyniło się to niezbyt interesującego efektu końcowego. Bo mamy tutaj i elementy biografii, i baśni, i nawiązania do kultury masowej. „Hans Christian Andersen jest w agonii. Baśnie Andersena i halucynacje umierającego poety materializują się na scenie, żeby złożyć się na podsumowanie jego życia. Spektakl jest teatralną transmisją z mózgu umierającego człowieka” – czytamy dalej. To za dużo jak na jeden wieczór.

Trudno odnaleźć sens powołania tego przedstawienia na scenę. Po pierwsze zespół sobie nie radzi ze wszystkimi zadaniami aktorskimi. Najgorzej ma umierający Andersen, może fizycznie ogrywa umierania, ale głosowo jest w nim wciąż życie i siła. Królowa Śniegu jest posągowa, ale aktorka ją odtwarzająca będzie posągowa również w innym wydaniu. Czasami ma się wrażenie, że nie wszyscy świadomie wiedzą w czym uczestniczą. Są rzuceni w twistera, gdzie wiruje żywy plan, teatr cieni, realizm i naturalizm, symbolizm z alegorią, postaci rzeczywiste i bajkowe. Tylko niczemu to nie służy i nie uczy tych, którzy prezentują dyplom. Na scenie klasycznej chcę klasycznego teatru.

Ciekawe fragmenty przedstawienia są dwa. Czyste stylistycznie i mogłyby istnieć samodzielnie lub stanowić kanwę czegoś większego. Pierwszy to baśń o małym i dużym Klausie wykorzystująca interesująco teatr cieni, część w której zespół czuje się bezpiecznie i bawi się tą konwencją. Aż żal serce ściska, że po tej świeżości wracamy do męki umierania. Myślę, że realizacja kilku baśni, nawet z umierającego Andersena, mogłaby się obronić, niż ta właśnie „transmisja z mózgu umierające człowieka”. Widz w czasie tej baśni odpoczywa. Odpoczywa po krzyku Meislingów i widzi teatr, prosty, bajkowy z opowieścią posiadająca wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Krzyk Meislingów na scenie klasycznej, która jest niczym studyjna był nie do zniesienia. Jakaś pomyłka reżyserska.

Postać Cioci Bólzęba to prawdziwa kreacja istoty bólu zęba. Ciekawie interpretacyjnie poprowadzony monolog, czekało się jeszcze na kolejne pomysły związane z przeżywanie kontroli dentystycznej i dźwięków wydawanych przez pacjenta na madejowym łożu/fortelu dentystycznym. Dźwięk instrumentu dentystycznego prowadzonego po blasze pudełka go chroniącego – niesamowicie „traumatyczny’ i na długo wbija się w pamięć. Zmusza widza do fizycznego przeżywania spektaklu.

Na scenie mamy starego i młodego Andersena. Nie wiem kim jest młody Andersen. Cieniem? Wychodzi z cienia? Chce się zmienić w kogoś, kim nie jest? Aktor sprawnie miota się po scenie, walczy z przeznaczeniem albo własną cielesnością, stylizowany jest w finale na Michaela Jacksona, chociaż w ruchu przypomina Barysznikowa z „Białych nocy”. Nie wiem, czy to dobre odczytania i ku czemu zmierzają. Nie wiem, nie wiem, nie wiem…

Nie wiem też czemu służy piosenka w obcym języku i dwóch mężczyzn śpiewających sobie miłośne wyznanie? Że to Skandynawia i wszystko ma być obce i niezrozumiałe...

Agonii nie widać na scenie. Za to słychać zapadające się łoże śmierci. Naprawdę pora umierać, jeśli w teatrze widzi się taką tautologię. Proponuję efektem domina jeszcze spowodować zawalenie dekoracji, uśmiercić pozostałą część postaci a następnie zdjąć spektakl z afisza. Jednak to zbyt baśniowe rozwiązanie.

„Powiedz mi, o czym teraz pomyślałam?” – pyta się Królowa Śniegu . Czemu widzowie zostali na widowni i nie wyszli – odpowiadam.

PS. Z ciekawostek przebywania na widowni: słuchanie komentarzy widzów i widzek, nie wiem czym powodowanych, może zazdrością? Najwięcej uwag dotyczyło zbyt obszernej dolnej części bielizny młodego Andersena oraz poranionych nóg Królowej Śniegu.

http://www.pwst.krakow.pl/basn-o-andersenie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz