sobota, 10 stycznia 2015

„Pułapka na myszy” Agatha Christie w Teatrze im. Słowackiego pułapką na widza.



Kilka lat po premierze udało mi się w końcu zobaczyć przedstawienie w reżyserii Olgi Lipińskiej. To nazwisko działało jak magnes. Również nazwisko autorki tekstu brzmiało apetycznie. Niestety, otrzymaliśmy rzecz niejadalną, nieco już klasyczną i jakby już nieadekwatną do prestiżu sceny. Tego typu realizacja powinna znaleźć się na scenie teatrów lubujących się w bardziej rozrywkowym repertuarze. 

Zacznę od rzeczy technicznych. Rozumiem, że kultura żywego słowa leży, emisja głosu należy do dziedzin, z których należałoby się doktoryzować. Odwiedzając tak zacny teatr powinniśmy się spodziewać wyżyn technicznych i artystycznych. Tymczasem nie wszystkie postaci były słyszalne i to niekoniecznie w ostatnich rzędach. A jeśli już było je słychać, to niektóre podane teksty były niezrozumiałe. Komunikaty kolejowe czasami lepiej zrozumieć. Najlepiej z dykcją wypadła aktorka wcielająca się w postać Pani Boyle, jeśli wierzyć stronie internetowej teatru, jest to Anna Sokołowska. Najlepiej podawała tekst, ze świadomością, że jeśli nawet z daleka sceny nie widać, to aktorów należy usłyszeć. To w tym przedstawieniu najciekawsza żeńska postać, dodatkowo dobrze zagrana i jaka szkoda, że tak szybko znika ze sceny. Duże brawa za kunszt aktorski!

Reżyseria spektaklu balansuje pomiędzy kryminałem a komedią, gdyby robiło się groteskowo, mielibyśmy niezłą zabawę. Niezłą zabawę niesie nam przede wszystkim postać Christophera, grana jeśli się nie mylę przez Grzegorza Mielczarka. Bawi się swoją rolą, konwencją i chociaż jest poprowadzony jako miękki facet, to wydaje się bardzo prawdziwy. Publiczność od początku darzy go swoją sympatią.

Tekst nie zaskakuje. Nie wiem czyja to wina? Autorki, reżysera, aktora prowadzącego postać policjanta. Podczas przedstawienia tak nieczytelnie podawał tekst, że od razu można było stwierdzić jego niepoczytalność, co potwierdził finał. Nie wiem jak nazwać ten zabieg, świadomą kreacją czy niezamierzoną wypadkową wypalania się długoletnim graniem? 

Zupełnie nie wiem, czemu na scenie pojawia się postać Agathy Christie? Niczemu nie służy, nie wyjaśnia swojej obecności, co jakby wymaga dopełnienia po wygraniu finału przez bohaterów przedstawienia. Jeszcze jedno, dlaczego w postać autorki tekstu wciela się mężczyzna? Znak czasów?

„Atmosfera niepokoju i wzajemnych podejrzeń gęstnieje z minuty na minutę” – czytamy na stronie teatru, czyli coś mnie ominęło, ponieważ w tym czasie mnie dopadała nuda. „Adaptacja sceniczna jednej z najsłynniejszych opowieści królowej kryminału grana jest w Londynie nieprzerwanie od 1952 roku i mimo ponad 20 tys. przedstawień trudno dostać na nią bilety. Prezentujemy ją w mistrzowskiej realizacji Olgi Lipińskiej” – czytamy dalej. Przykro mi to stwierdzić, choć cenię mistrzostwo Kabaretów Pani Olgi Lipińskiej, ale to przedstawienie jest jedynie poprawne. Na krakowskie przedstawienie bilety nie są trudne do zdobycia, nie będzie potrzeby trudzić się ich ponownym zdobyciem, przynajmniej w moim przypadku. 

 http://www.slowacki.krakow.pl/pl/spektakle/aktualne_spektakle/_get/spektakl/20

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz