Lubię być widzem. Często po ciężkim dniu pracy marzę by zapaść się w fotelu i zapomnieć się w scenicznym świecie. Ostatnio jednak mam szczęście trafiać na spektakle, gdzie ulubionym zabiegiem reżyserskim jest interakcja z publicznością. Światłem po oczach i mikrofonem w usta. Lepsze orzeźwienie, niż kubeł zimnej wody na głowę. Współczuję widzom wyrwanym w tej sposób do odpowiedzi.
Proponuję zatem znakować widzów.i podzielić ich na dwie grupy: tych, którzy zawsze marzyli o scenie i wielkiej roli oraz tych, którym nie marzy się nawet rola halabardnika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz