czwartek, 14 grudnia 2017

"Český díplom" wrocławskiej AST niczym czeski film.

Bardzo się cieszę, że w krakowskiej AST mogłem obejrzeć produkcję wrocławskiej filii. Nie jesteśmy zbyt często rozpieszczani możliwością obserwowania pracy studentów innych szkół teatralnych, najczęściej widujemy na scenach przy ul. Straszewskiego przedstawienia z Bytomia. To wielka szkoda. Łódzki festiwal Szkół Teatralnych mógłby mieć reedycje w innych miastach a krakowska AST powinna częściej odwiedzać się z dyplomami pomiędzy filiami. 

"Český díplom" to spektakl dyplomowy studentów IV roku Wydziału Lalkarskiego. Zastanawiam się teraz na ile "na lalkach" zostało lalek? Na samym początku przedstawienia mamy nawet niejaki teatr lalek, nie wiem, czy to sygnał, że mamy do czynienia z wydziałem aktorskim, czy hołd dla czeskiego teatru lalkowego. Lalkarzom udało się nie ożywić materii trzymanej w dłoniach, rozumiem, że takie było zamierzenie, ale efekt mizerny.

Przyznam się, że to nie jest dobry teatr. Możliwe, że scenariusz w pierwszym czytaniu można było uznać za interesujący, ale w całym przedstawieniu zabrakło wyraźnej reżyserii, myśli przewodniej, wypełnienia całości. Otrzymaliśmy niewyraźne postaci, bez przekonującej gry aktorskiej, z kiepskimi partiami wokalnymi, a w końcu to aktorzy-lalkarze, którzy schowani za parawanem powinni zachwycić mnie głosowo. Może za wcześnie na żywy plan, a może za dużo tego żywego planu.

"Český díplom" to próba spojrzenia na czechosłowacką historię XX wieku poprzez opowieść o kilku niezwykłych postaciach z jej kultury i polityki. Krótkie historie, ledwie okruchy biografii, pokazują nam czeski świat i jego skomplikowaną historię w różnych, często tragikomicznych barwach" - czytamy w programie do przedstawienia. Dla mnie te okruchy to za mało, biografie spłaszczone, opowiedziane bez refleksji, jakby wszystko było śmieszną kreskówką o kreciku,  a przecież dotyczyły prawdziwych ludzi uwikłanych w system i własne przekonania, którzy przeżyli osobiste tragedie. Przyjęcie, że wszystko co czeskie jest śmieszne i powierzchowne nie wyszło najlepiej. Ta powierzchowność charakteryzowała to przedstawienie, kierując je ku nijakości. Do tego wrażenie infantylizmu wylewającego się ze sceny była rozczarowująca. Znam co najmniej jedną osobę z zespołu aktorskiego, którą widziałem już na zawodowej scenie, tam prezentowała dojrzałość sceniczną, a teraz jakby wróciła do nieumiejętności aktorskich.
 
Na scenie mamy typowy "czeski film": dużo zamieszania, nerwowość ruchu w jakimś rysunku na zasadzie powtarzalności, mieszające się stylistyki, niekonsekwencje w przedstawianiu postaci. Niektórzy z bohaterów dostali swój sceniczny kostium, inni grali w kostiumach mających przesłanie bycia uniformem, podbijającym wrażenie, że społeczeństwo to szara, mdła masa. Partie wokalne niezrozumiałe pod względem fonetycznym. Język czeski bywa śmieszny, ale jak się za niego zabieramy, to profesjonalnie. Zupełnie niepotrzebne sceny z nagością na scenie. Zupełnie niepotrzebne przerzucanie obrazu z kamery na telebim pokazujący kulisy i tworzące klamrę przedstawienia. 

Najciekawszą dla mnie częścią przedstawienia było pokazanie różnic kulturowych pomiędzy Polakami-katolikami a Czechami-ateistami, z użyciem prawie tych samych partii dialogowych, tylko w innym kontekście. Mam wrażenie, że kiedy aktorzy zaczęli wątek dotyczący wiary i niewiary weszli w jedyne prawdziwe rejestry emocji. To była najlepsza część aktorska. Nawet ci, którzy byli znużeni na widowni, ożywili się. 
______________________________
http://www.ast.wroc.pl/cesky-diplom

niedziela, 10 grudnia 2017

NIe tylko dla korpoludków "Biuroza" Kabaretu Róbmy Swoje.

Dla osób, które chcą poznać specyfikę pracy w korporacjach oraz osób, które każdego dnia bywają w Mordorze, polecam program kabaretowy pt. "Biuroza". Kabaret Róbmy Swoje nie należy do kabaretów, które możemy oglądać w telewizji. Może to błąd, ponieważ "Biuroza" zaskakuje pomysłami, niektóre z gagów czy point są wydobyte z niesamowitych pokładów wyobraźni. Dodatkowo umiejętności wokalne i aranżacje muzyczne na żywo podwyższają poziom. Dobra rozrywka dla osób w każdym wieku, a na pewno od lat 18 i dla osób z różnych branż zawodowych. Bo tak naprawdę z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie. 

Jeśli okoliczności będą sprzyjające a moja przepona zregeneruje się po prawie półtoragodzinnym śmiechowisku, zawitam tam raz jeszcze.  

_________________________________
https://www.facebook.com/kabaret.robmy.swoje/

sobota, 2 grudnia 2017

"Sprzedam dom, w którym już nie mogę mieszkać" w nowej rzeczywistości scenicznej.

Przedstawienie pt. "Sprzedam dom, w którym już nie mogę mieszkać" na dawnej rodzimej scenie Teatru KTO przy ul. Gzymsików smakowało wybornie. Nie mogłem odnaleźć tych smaków w przestrzeni Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha, jakbym patrzył na obrazy pozbawione intensywności. Ostatnio obejrzałem spektakl w przestrzeni jednej z dawnych hal produkcyjnych/magazynowych przy ul. Dolnych Młynów. Na nowo odżyły dawno zapomniane emocje.

Nie będę ponownie pisał tutaj o całym przedstawieniu. Kiedy wybrałem się na nie kolejny raz, ze świadomością elementów składowych tworzących spektakl, nowa rzeczywistość zmieniła moją percepcję. "Sprzedam dom..." mocno dotyka słowiańskiej duszy. Elementem kończącym poszczególne sceny zbiorowe jest sygnał nadjeżdżającego pociągu i wywołującego jednocześnie przestraszenie bohaterów. Kiedy zbliżałem się do miejsca, w którym w ostatnim czasie grany był omawiany przeze mnie tytuł, rampa magazynowa powodowała dodatkowe możliwości interpretacyjne. W rzeczywistości poza scenicznej, w której zaczyna się czas palenia kukieł, nadało to zupełnie niespodziewanego wydźwięku. W środku i w czasie przedstawienia było jeszcze mocniej. Przestrzeń widowni była ogrzewana dużymi lampami gazowymi, które rzucały migoczący poblask na postaci sceniczne i scenę w momencie całkowitej "ciemności". Dźwięk jadącego pociągu oraz ten widoczny mniej lub bardziej ogień w/na pudle scenicznym był powodem dodatkowych interpretacji związanych z wydarzeniami drugiej wojny światowej.

Uwielbiam taki teatr i takie przedstawienia, które na nowo pozwalają się interpretować. 
____________________________________________________________________________
http://inwentaryzacja2014.blogspot.com/2015/03/sprzedam-dom-w-ktorym-nie-moge-juz.html
https://inwentaryzacja2014.blogspot.com/2016/01/maa-refleksja-o-spektaklu-pt-sprzedam.html

Teatr im. C.K. Norwida w Jeleniej Górze w grze o miliony!

Przewrotny tytuł posta ale i karta przewrotna, jak to w grze! Niestety, nie znam nazwy gry.


















________________________________________________________________________
https://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Teatr_im_C.K.Norwida_w_Jeleniej_G%C3%B3rze.jpg

'Kochanie, zabiłam nasze koty" krakowskiej AST w post-wodewilowskim klimacie.

W końcu energia na scenie, młodość, zabawa tekstem, ciekawe interpretacje, pokaz możliwości wokalnych oraz aktorskich. Nie wynudziłem się, często wybuchałem śmiechem. Na pewno powrócę na widownię kolejny raz w celu obejrzenia tego tytułu.

Poruszamy się w amerykańskim świecie, gdzie obrazy zmieniają się jak w filmie, opowieść ciągle nas zaskakuje, postaci również. I choć wodewil zazwyczaj kojarzony jest z frywolną rozrywką, to jednak tutaj mamy dosyć poważny obraz nowoczesnego miasta i odwiecznych problemów młodych ludzi, poszukiwaniu stabilizacji w życiu, związków, zrozumienia siebie i bycia zrozumianymi przez innych. To połączenie nieco starszego stylu teatralnego z współczesną problematyką okazuje się strzałem w dziesiątkę. Propozycja myślę, że dociera do wszystkich grup wiekowych.

Gratuluję tego dyplomu!

PS. Tylko jedno zastrzeżenie do przedstawienia: pointa zupełnie nieczytelna i bez uzasadnienia w ciągu przycznowo-skutkowym.

--------------------------------------------
I  powróciłem na to przedstawienie. Jego dodatkowym atutem jest tworzenie przestrzeni scenicznej "tu i teraz". Wykonawcy w czasie spektaklu tworzą miejsca gry, instalują elementy dekoracji. Podoba mi się metalowa konstrukcja tworząca wielkomiejską hybrydę, w której znajdziemy mieszkanie, budynek, ulicę, ocean... wszystko to, co zespół aktorski potrzebuje w danej chwili.

Dużym plusem przedstawienia jest muzyka na żywo, która czasami elektryzuje i dodaje energii aktorom i aktorkom.

Duże brawa dla zespołu za sprawność fizyczną. Płynne i wyglądające na łatwe poruszanie się po metalowej konstrukcji i różne na niej działania, jak wiemy, wcale takie nie są.

Jeszcze raz dziękuję za grę aktorską, interesujące partie wokalne i możliwe, że najważniejsze - brak jakiegokolwiek znudzenia na tym przedstawieniu.

PS. Czy będzie dostępna ścieżka z muzyką oraz piosenkami z tego przedstawienia? Byłaby to ciekawa pamiątka.
___________________________________________________________
http://www.ast.krakow.pl/kochanie-zabilam-nasze-koty-rez-rafal-dziwisz

Mała inwentaryzacja Inwetnaryzacji2014.



















Przypominam, że na łamach tego bloga omawiane były następujące realizacje teatralne:

Amok. Pani Koma się zbliża – PWST Kraków
Ampuć, czyli zoologia fantastyczna – Teatr Mumerus Kraków
Bal manekinów – PWST Bytom
Baśń o Andersenie – PWST Kraków
Billy Elliot – Teatr Rozrywki Chorzów
Blue Room – PWST Kraków
Bracia Dalcz i S-ka – Teatr Słowackiego Kraków
Chór sierot – Teatr KTO Kraków
Do dna - PWST Kraków
Dogville – PWST Kraków
Dyplom z kosmosu – PWST Kraków
Dziadek do orzechów – rożne sceny baletowe
Dźwięki muzyki – Teatr Muzyczny Gliwice
Efekt - AST Kraków /dawniej PWST/
Estra i Andro – Krakowski Teatr Tańca
Głupia mąka wariatów – Teatr Mumerus Kraków
Hymn do nocy – PWST Kraków
Jednak Płatonow – PWST Kraków
Jestem VIP-em – PWST Kraków.
Jewrope - PTT Poznań
Kopciuszek - Narodowy Stary Teatr Kraków
Król Ubu – PWST Bytom
Księżniczka na opak wywrócona – PWST Kraków
Kto się boi Virginii Woolf – Teatr Wybrzeże Gdańsk
Lustro – Teatr Alter Ukraina
Macabra Dolorosa – Teatr Nowy Kraków
Maria Stuart – PWST Kraków
Maskarada – Teatr Słowackiego Kraków
Mayday – różne sceny
Mewa. Pięć sekund z Czechowa – PWST Kraków
Między nami dobrze jest – PWST Kraków
Minimum – PWST Kraków
Minus 2 – PTT Poznań
Młody Frankenstein – Teatr Rozrywki Chorzów
Na L… - PWST Kraków
Niech żyje wojna!!! – PWST Kraków
Niewyczerpany transformista – Teatr Mumerus Kraków
Niżyński – Teatr Słowackiego Kraków
Opowieści lasku wiedeńskiego – PWST Kraków
Ożenek – PWST Kraków
Pieśń gminna – Teatr Mumerus Kraków
Producenci – Teatr Rozrywki Chorzów
Płatonow – Narodowy Teatr Stary Kraków
Położnice szpitala św. Zofii – Teatr Rozrywki Chorzów
Pułapka na myszy - Teatr Słowackiego Kraków
Rewia Musicalowa – Warszawa
Rękopis znaleziony w Saragossie – Teatr Rozrywki Chorzów
Rodzina Addamsów – nieistniejący Gliwicki Teatr Muzyczny
Rondo – Teatr KTO Kraków
Samobójca - PWST Kraków
Samotne tango Wiery Gran – Teatr Midraszowy Kraków
Sprzedam dom, w którym już nie mogę mieszkać - Teatr KTO Kraków
Stara kobieta wysiaduje – Narodowy Teatr Stary Kraków
Stół z powyłamywanymi nogami… - Teatr Mumerus Kaków
Stroiciel grzebieni - Teatr KTO Kraków
Superbohaterów 10/9 – PWST Bytom
Svantetic. Dyplom z Komedy – PWST Kraków
Sylwester na bis – Teatr Rozrywki Chorzów
Szyc – Teatr Barakah Kraków
Ślepcy – Teatr KTO Kraków
Śluby panieńskie – Teatr STU Kraków
To nie są drzwi. Kodycyl fotografji - Teatr Mumerus Kraków
Tramwaj zwanym pożądaniem - PWST Kraków
Tramwaj zwany pożądaniem – Teatr Bagatela Kraków
Transdyptyk – PWST Bytom
Trzej muszkieterowie – Teatr Łaźnia Nowa
Trzy siostry – Akademia Teatralna Warszawa
Weselisko - krakowska Noc Poezji
Wodewil warszawski – Teatr Pijana Sypialnia Warszawa
Working Title Ego – PWST Bytom
Wspomnienia polskie - PWST Kraków
Wszystko o kobietach – Teatr Ludowy Kraków
Wszystko o mężczyznach – Teatr Ludowy Kraków
Wszystko o związkach – Teatr Ludowy Kraków
Wystarczy raz odjechać – PWST Kraków
Zemsta – Teatr STU Kraków
Zemsta Romea i Julii – Noc Poezji Kraków
Ziemia obiecana – Teatr Słowackiego Kraków

Mniej lub bardziej szczegółowo:
ULICA - Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych - Kraków
Krakowskie Noce
Forum Młodej Reżyserii - Kraków
FETA - Międzynarodowy Festiwal Teatrów Plenerowych i Ulicznych - Gdańsk


poniedziałek, 16 października 2017

"Efekt" w krakowskiej AST /dawniej PWST/ bez efektu.

Nie mój teatr, teatr opowiedziany nie moim językiem. Rozumiem, że dla młodej widowni przedstawienie może wydawać się atrakcyjne: szpital, bunt, depresja, substancje psychotropowe, zabawa w psychologię i psychiatrię. 

Aktorstwo nie zaskoczyło. Dosłownie kilka momentów było prawdziwą grą aktorską ze zbudowaniem postaci w sobie.

Białe ściany, lekarze, ochotnicy, grupa kontrolna, wnętrza szpitala psychiatrycznego i testowanie leków. Co jakiś czas zwiększenie dawki. Reakcje bohaterów na substancje chemiczne pokazywane jak w teledysku, serie obrazów przy których patchwork jest harmonią. Głośno, agresywnie, z niezliczoną ilością wulgaryzmów.

Ciekawy głos dotyczący przemysłu farmaceutycznego, jego etycznego funkcjonowania i naszej świadomości przyjmowania leków, które często są tylko placebo.

Oglądałem dawkowanie młodości z substancjami poprawiającymi nastrój - nie polecam realizacji tej recepty.
____________________________
http://krakow.pwst.krakow.pl/efekt

niedziela, 15 października 2017

"To nie są drzwi" w Mumerusie uczą mnie pokory.

Kolejny spektakl zrealizowany przez Teatr Mumerus i Wiesława Hołdysa, który sprawia, że wszelka wiedza staje się znikoma a umiejętność formułowania zdań umyka. Zmierzyć się z tym spektaklem to naprawdę otworzyć drzwi do własnego umysłu. Na razie jestem na etapie poszukiwania klucza do tych dwrzi.

Skorzystam niczym doktorant z tekstów już umieszczonych na stronie internetowej teatru i nawiążę z nimi dialog:

"Surrealizm spektaklu (...) nawet, jeśli do końca tego nie rozumiemy, to chcemy tam być" – to jeden z niewielu momentów w moim życiu, kiedy patrząc na scenę, chciałbym na niej być. Cieszę się, że w tej teatralnej uczcie niczym ze świata bogów, bo widzimy interesujący akt twórczy, mogę uczestniczyć jako widz.

"Po jakimś czasie możemy się zorientować, że najważniejsze są tu właśnie zdjęcia. Postaci pozują w nieskończoność. Przy tym mdleją, upadają, potykają się, mają nieskoordynowane ruchy. Są perfekcyjnie niedoskonałe i przez to upiorne" – właśnie, ta perfekcja ruchu zachwyca, zwłaszcza przy marszu kobiet, nie wiem w jaki sposób reżyser osiągnął taki mistrzowski poziom. Jeśli były to tysięczne repetycje, warto było przez nie przejść.

W porównaniu z poprzednimi produkcjami Mumerusa, można zauważyć tu kilka różnic. Przede wszystkim – mamy tu więcej niż zwykle aktorów. Mumerus przyzwyczaił nas do maksymalnie czterech osób naraz na scenie, tutaj mamy ich natomiast dwa razy więcej" – reżyser sprawił mi wielka niespodziankę, do grupy doskonałych dojrzałych aktorów, dodał młodsze pokolenie, które w większości znane jest z "Pieśni gminnej". Połączenie dwóch światów, w różnych kontekstach broni się całościowo. Wiesław Hołdys nie przedobrzył, znalazł złoty środek dla swojego fotograficznego pomysłu.

"Utrzymany w kolorach sepii i szarości, świetny spektakl „To nie są drzwi. Kodycyl fotografji" ciężko jest tak naprawdę opisać. Postaci z międzywojennych fotografii ożywają, wytrwale pozują, sami robią światu i ludziom mnóstwo własnych, analogowych zdjęć, żeby ostatecznie zniknąć za barykadą. Realizm dosłownie ich przytłacza, a zdjęcia są niemal jak wyrok śmierci" – ale to wyrok śmierci tylko sceniczny, postaci pozostają w naszej pamięci na długo, zwłaszcza te postaci, które swoją "twarzością" wywołują deszcze emocji: Anna Lenczewska pięknością, Jan Mancewicz zjawiskowością.

"To, co jako pierwsze rzuca się w oczy (...) to piękne kostiumy i pomalowane twarze aktorów. Niby to nic nowego w tym teatrze, ale nadal uwodzi mnie z taką samą mocą. Uwielbiam tego rodzaju estetykę i dopiero widząc ją, zdaję sobie sprawę, jak bardzo mi tego brakuje. Między innymi za sprawą takich zabiegów przenosimy się na godzinę do innego świata" – ten świat jest wciąż kuszący i uzależnia.

W tym świecie poniekąd umierania i znikania jest również świat, który kojarzy mi się z filmami Federico Felliniego przez wprowadzenie nie tylko postaci ze świata cyrku, ale niejakiego żywiołowego chaosu.

Wiem, że ten tekst nie jest doskonały i przepraszam za to zespół tworzący spektakl oraz czytelników. Ten tekst "podsumuję jednym z szeptów [z] widowni: „- Jak się skończy, to powiesz mi o co w tym chodzi? – Ale ja nie wiem” - ja też jeszcze tego nie wiem, ale czuję to, to co jest do odkrycia. Może odnajdę to w adnotacji, zapiskach na drugiej stronie fotografii, a może dopiero po drugiej stronie?

___________________________________________
http://www.mumerus.net/index.php?action=spektakle

Dwa razy Fredro w krakowskim Teatrze STU.

W ostatnim czasie miałem możliwość obejrzeć dwa przedstawienia oparte o teksty dramatu Aleksandra Fredry: "Zemstę" oraz "Śluby panieńskie". Dwa przedstawienia, które obroniły się przede wszystkim przez genialny komiczny tekst. Co do gry aktorskiej, to ze smutkiem mogę stwierdzić, że w obu przedstawieniach widoczna jest różnica w poziomie gry aktorskiej oraz podawaniu tekstu pomiędzy starą gwardią a niedawnymi czy obecnymi studentami PWST/AST, oczywiście na korzyść starszyzny.

W "Zemście" genialna Beata Rybotycka jako Podstolina – dodatkowo umiejętne połączenie kokietki i dojrzałego erotyzmu; przekomiczny Łukasz Rybarski jako Papkin – zwłaszcza w scenie zaklinowania się pod stołem; ciekawy Dariusz Gnatowski jako Cześnik Raptusiewicz; zjawiskowy Andrzej Róg jako Rejent Milczek, który przy końcowych słowach: "Tak jest, zgoda, a Bóg wtedy rękę poda", nie podziela ogólnego optymizmu opuszczając scenę. To było zaskakujące rozwiązanie w zazwyczaj granym po bożemu idyllicznym zakończeniu. Nie pamiętam już, kto wówczas grał Klarę, ale była to najsłabsza postać w przedstawieniu. Postać bez właściwości.

"Śluby panieńskie" zaskoczyły nie tylko ciekawym aktorstwem, ale przede wszystkim zabawą Marii Seweryn jako Pani Dobrójskiej i Andrzeja Deskura – jako Radosta. Prowadzili role łatwo, sprawnie, pokazując wysoką klasę i umiejętność radzenia sobie ze scenami i na scenie. Takie aktorstwo cieszy widza. Krzysztof Pluskota jako Jan pokazał, że rola epizodyczna może być perłą, jego wejście finalne po rękawiczkę zabraną przez Gustawa to moment, który chciałbym zobaczyć na pewno jeszcze raz. Niestety, młodzież nie zachwyciła, nieciekawie podawała tekst, jeszcze młodzi adepci nie radzili sobie z tekstem klasycznym i komizmem postaci. Największym dla mnie minusem tej realizacji były niejakie uwspółcześnienia w muzyce oraz kostiumach, które były niepotrzebnym zabiegiem. 

Mimo kilku krytycznych słów tutaj napisanych, polecam te przedstawienia publiczności.  

__________________________________________
https://www.scenastu.pl/spektakle/zemsta
https://www.scenastu.pl/spektakle/sluby-panienskie

poniedziałek, 9 października 2017

Zaskakujące "Weselisko" podczas krakowskiej Nocy Poezji.

Przyznam się, że była to najciekawsza Noc Poezji w ostatnich latach, ciekawsza nawet od kontrowersyjnej Neo-Monachomachii. Na ten bardzo pozytywny odbiór przedstawienia przeze mnie złożyło się kilka czynników: tekst "Wesela", który był inspiracją do powstania widowiska, osobiście uważam, że to "Wesele" Stanisława Wyspiańskiego powinno być epopeją narodową, dobre aktorstwo, nazwiska z pierwszych stron teatralnych gazet, czasem perełki interpretacyjne, ciekawe rozwiązania sceniczne, sprawna choreografia i ruch sceniczny, muzyka kapeli ludowej na żywo, zespół tańca ludowego oraz kameralność Rynku Podgórskiego, z wieża kościoła, która tak pięknie wpisała się w motyw weselny, co nieco udało mi się udokumentować na zdjęciach. Również multimedia pomogły przedstawieniu. Tym razem kamerzyści wpisali się w weselną stylistykę i filmując swojską zabawę przerzucali obraz na wielki telebim, co ułatwiło gościom weselnym-widzom ogarnięcie całości. Goście weselni zostali potraktowani wyjątkowo, poczęstowani jadłem i napitkiem w ten październikowy czas ku pokrzepieniu serc i rozgrzaniu ciał. Stopklatki na telebimach z cytatami klasyków podczas zabawowego szaleństwa bardzo dobrze wpisały się w ton refleksji nad obecną polską rzeczywistością.

"Wesele" Stanisława Wyspiańskiego swoją aktualnością wciąż zachwyca, to nie jest dzieło osadzone w swojej epoce historycznej i tam pozostawione. Tekst pasuje do obecnej sytuacji naszej Ojczyzny jak ulał. Bronisław Maj nieco dodał swoje ciekawe "aktualności", które odczytać można jako sprzeciw wobec obowiązującej i tworzonej kultury wysokiej, która tak naprawdę jest dziś bardzo niska, a sprzyja temu przede wszystkim telewizja. Telewizja też jako ogromne medium nie niesie nam oświecenia, tylko staje się medium politycznym.  O politycznym wydźwięku "Weseliska" pisać nie będę, bo każdy kto choć przez mgłę pamięta tekst "Wesela", to wie ile jest w nim "podwójnego dna". Swojska polska chata rozśpiewana ma się nijak do zmieniającej się obecnie Europy i świata.

Szkoda, że tak ciekawa realizacja i o ogromny nakład pracy, artyzm i technika, jest produktem jednorazowym. Proponuję zagrać "Weselisko" jeszcze raz.

"W spektaklu, obok fragmentów „Wesela”, wykorzystano także, w przytoczeniach i parafrazach, teksty I. Krasickiego, A. Mickiewicza, J. Słowackiego, Z. Krasińskiego, C.K. Norwida, A. Fredry, K. Przerwy-Tetmajera, J. Tuwima, K.I. Gałczyńskiego, C. Miłosza, Z. Herberta" - za: http://krakowskienoce.pl/noc_poezji/213409,0,1,program.html













niedziela, 1 października 2017

"Kopciuszek" w Narodowym Starym Teatrze zaskakuje.


W końcu zobaczyłem ciekawe przedstawienie w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Uwspółcześniona wersja "Kopciuszka" wcale nie razi nowoczesnością. Mogę stwierdzić, że w tej współczesnej stylistyce odnajduje się harmonię i nie gubi się treści.

"Kopciuszek" posiada jakiś urok. Nie jest to przedstawienie dla dzieci, dla dojrzałej młodzieży owszem. Nie jest to również łatwe przedstawienie. Męczy psychicznie przez zastosowanie głośnej perkusyjnej oprawy muzycznej na żywo. Mimo tego przyznam się, że prawdopodobnie będę chciał zobaczyć je jeszcze raz, przedstawienie, nie perkusję.

Uważam, że to najlepsza rola Bartosza Bielenia jaką do tej pory udało mi się zobaczyć. Jego znużona życiem wróżka to zaskoczenie w dramaturgii spektaklu. A kiedy nie spodziewamy się niby spodziewanego, to zasługuje na zanotowanie tego faktu.

Zjawiskowa Małgorzata Gałkowska rzuca na kolana męską część widowni. Aktorsko radzi sobie bardzo dobrze, bawi się sprawnie narzuconą konwencją.

Mniej ciekawe są wszystkie aktorki grające dzieci. Córki macochy interesujące jedynie ruchowo.

Niesamowita postać manekina, szkoda, że zabrakło dla niego jakiejś pointy w przedstawieniu. Dwa mocne akcenty z jego udziałem i nagle jego życie sceniczne urywa się.

Przepiękna scenografia i umiejętne wykorzystanie sceny obrotowej. Przepraszam, że o tym piszę, ale czasami sprawy techniczne górują nad przedstawieniem i je psują, w "Kopciuszku" pomagają spektaklowi. Niekoniecznie w moim guście natomiast jest rzucanie ptaków o szybę.
_______________________________
http://stary.pl/pl/repertuar/kopciuszek/

'Maria Stuart' w krakowskiej PWST - ciekawostka z zapomnianego archiwum postów roboczych

Tekst znaleziony w postach roboczych, zdziwiony jestem, że tekst nie został opublikowany w bardziej sprzyjających okolicznościach. Dziś, kiedy tytuł zszedł z afisza, ten post jest jedynie ciekawostką

Kolejny dyplom, po którym traci się wiarę w umiejętności aktorskie oraz reżyserskie. Nie widziałem ani jednego talentu, nie zachwyciła mnie żadna scena.

Na scenie pisurarium. To chyba najbardziej adekwatna nazwa przestrzeni scenicznej. Dwa pisuary, które krzyczą, jesteśmy tu, cały świat to jeden wielki pisuar, nie spodziewajcie się sztuki przez wielkie S. Może to nawiązanie czegoś co jest bardzo ważne dla współczesnej kultury masowej, a je tego nie pamiętam, bo nie o Duchampa tu chodziło.

W  każdym razie pomieszanie z poplątaniem, manieryczny podział sceny. Przed wejściem słowna reklama "Uległości" Houlebecque'a. Próba wytłumaczenia co ma wspólnego treść książki z treścią dramatu przez aktorkę, który to "wstęp" nie miał żadnej energii, nie wprowadził żadnego napięcia.

Podawanie tekstu męczące. Aż widać, jak ciało się przeciwstawia podawaniu tekstu w nieklasyczny sposób. Oddechy kłamią. Psychologia postaci leży. Leży wszystko.

Oczywiście bez gwałtu nie ma współczesnego teatru. Dziękuję za dosłowność.

Jak potencjalni dyrektorzy mają dać zatrudnienie, jeśli nic nie widać na scenie.

Ten zespół aktorski ma pecha. Wcześniej "Dogville", teraz "Maria Stuart". Chociaż skrytykowane przeze mnie wcześniej "Dogville" wypada teraz jak rewelacja sezonu.

Jest ratunek dla tego spektaklu. Zaraz na na początku, tam gdzie ma miejsce "wstęp-wytłumaczenie" umieścić scenę finalną /wykonanie wyroku na Marii/, potrzebny jeden aktor lub aktorka, zasłona/zastawka, którą zapamiętają widzowie, bo kicz to pełnia szczęścia, wszystko "zagrać" zanim widzowie zostawią nakrycia w szatni, wówczas szczęśliwi, że nie zmarnowali czasu będą miło wspominać wieczór spędzony w teatrze.

__________________________________
http://krakow.pwst.krakow.pl/maria-stuart

czwartek, 28 września 2017

40 lat Teatru KTO.

Piękna rocznica. Mniej więcej 3/4 tego czasu udało mi się być widzem w tym teatrze. Życzę zachowawczo 50 lat! Przy setnych urodzinach istnieje ryzyko, że mogę być na nich nieobecny.

sobota, 16 września 2017

Międzynarodowy Festiwal Teatrów Plenerowych i Ulicznych - Feta 2017 - Gdańsk.


Zupełnie przypadkiem trafiłem w Gdańsku na Fetę. Widziałem niewiele. Zachwyciła mnie przestrzeń, w której działy się wydarzenia teatralne, ułatwiającej oglądanie pojedynczych przedstawień, jak również obserwacje innych scen plenerowych - okolice Dolnego Miasta. Na zdjęciach krótka dokumentacja. Najciekawszym przedstawieniem, które udało mi się zobaczyć, była realizacja grupy Mimbre i jej "Wondrous Strange".














________________________________
http://feta.pl/pl/wondrous-strange?day=2017-07-14%2015%3A00%3A00%2C%202017-07-14%2018%3A00%3A00%2C%202017-07-15%2014%3A00%3A00%2C%202017-07-15%2018%3A00%3A00

30. ULICA Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych Fahrenheit 451 - Kraków

Byłem, widziałem niewiele z całego festiwalu. Zachwyciłem się warstwą wizualną epilogu "F451", co skromnie dokumentuję zdjęciem. Jeśli zdarzenia teatralne, które obejrzałem mogę zamknąć klamrą: "Fahrenheit 451", to dziś chętniej wracam wspomnieniem wrażeń artystyczych do książki Ray'a Bradbury'ego oraz filmu François Truffaut.

"Szyc" w krakowskim Teatrze Barakah.

„Szyc” jest współczesną groteską przeplataną songami z muzyką Renaty Przemyk. Sztuka śmieszy, bawi, ale przede wszystkim wprowadza między widzów zastanawiający niepokój…To spektakl wielokrotnie nagradzany na festiwalach teatralnych za reżyserię, aktorstwo, muzykę. „Szyc” jest jedną z dwóch (obok „Królowej wanny”) sztuk Hanocha Levina wystawianych w Teatrze BARAKAH. Levin z powodzeniem bawi się stereotypami. Dla żydowskiej rodziny Szyca człowiek to towar, za którym stoi banknot o określonym nominale, a wydanie córki za mąż jest jak – ciągle powtarzający się motyw – handel mięsem. I nawet w klasycznym konflikcie starzy-młodzi nie chodzi tu o ideały czy wartości, ale o majątek i władzę. W obecnych czasach uzależnienia od konsumpcjonizmu sztuka zyskuje kolejny wymiar i kolejne znaczenia - czytamy na stronie:
http://teatrbarakah.com/barakah-wp/events/event/szyc/

Dodam tylko od siebie, że oglądamy mistrzowskie aktorstwo w wykonaniu Lidii Bogaczównej oraz Pawła Sanakiewicza. Słuchamy bardzo dobrego wykonania piosenek. I to przyczynek do ponownych odwiedzin Teatru Barakah dzięki czemu są szanse, że ten tekst będzie w przyszłości bardziej obszerny.
 

'Młody Frankenstein" z chorzowskiej Rozrywki odmładza śmiechem.

Od premiery „Młodego Frankensteina” minął już ponad sezon. Jest to przedstawienie, po którym czuje się niedosyt. Musical, który bardzo przypadł mi do gustu. Może to już reguła, że chorzowskie wersje sceniczne musicali sygnowanych przez Mela Brooksa dają gwarancję sukcesu.
 
„Młody Frankenstein” zaskakuje przede wszystkim grą aktorską. Dobór obsady dokonany niczym w hollywoodzkich czy broadwayowskich produkcjach. Idealny.

Dariusz Niebudek jako Igor cały czas w formie. Podziwiam go za wytrzymałość w cielesnej stylizacji, wykrzywieniu, grymasach. Wiloletta Białk idealnie nadaje się do roli  Elżbiety. Jest kobieca w każdym calu, niczym ikona stylu i celebrytka funkcjonuje w przedstawieniu, zachowując najwyższą klasę do momentu spotkania z Potworem. Wówczas traci głowę, zasady i zatraca się w miłości, przy naszej wielkiej aprobacie. Jej narzeczony Dr Frankenstein to rola wprost dla Artura Swięsia. Tomasz Jedz jako Potwór rewelacyjny, szkoda, że tam mało słyszymy jego wokal. Anna Surma jako Inga podoba się przez cały spektakl. Jarosław Czarnecki jako Inspektor zaskakuje swoim prowadzeniem postaci. Zapomina się, że to on.  Pustelnik Adama Szymury sprawnie zagrana perełka aktorska. I wreszcie Maria Meyer, która robi z publicznością co chce, czasami ma nas naprawdę w garści. Jest zjawiskowa, od początku do końca przedstawienia.

Poniżej nieco w telegraficznym skrócie zapamiętane przeze mnie obrazy z akcji scenicznej, przyznam się, że już dawno widziałem to przedstawienie, ale w tym sezonie ponownie je obejrzę.
- zachwycająca scenografia – statek, posiadłość dr Frankensteina, miasto...
- kostiumy, za walory wizualne i techniczne, ułatwiające szybkie zmiany garderoby w kulisach!
- charakteryzacja podkreślająca grozę.
- animacja po miłosnych uniesieniach Elżbiety i Potwora wykonanej ze smakiem i oczywiście klasą, bo to jednak dotyczy postaci Elżbiety.
- rewelacyjna piosenka Marii Meyer pt. „Był mym facetem”/ He Vas My Boyfriend/. Aktorka sprawnie bawi się tekstem, konwencją, ma dystans również do siebie. A kiedy puszcza oczko do widza, widownia szaleje.
- wóz konny i konie! Prosty pomysł, który wywołuje salwy śmiechu. Dodatkowo piosenka o bujaniu na sianie /"Roll in The Hay"/, mistrzostwo!
- choreografia i opracowanie ruchu dla scen zbiorowych oraz ilustracja do piosenek: "Nie dotykaj mnie" i wariacji z duchami/przodkami.
- piosenka i układ do „Nie dotykaj”! / Please Don't Touch Me/. Duża energia młodości na scenie.

Sukcesu nie byłoby również bez reżyserii, którą na szczęście widać w tym spektaklu. Jest pomysł, jest energia, jest show! Jest dużo odmładzającego śmiechu, aż żal opuszczać widownię.  

I tylko jeden moment, który mnie nie zachwycił i znów związany jest ze tańcem stepowym. Cały numer pt. "Puttin' on the Ritz. Step martwy jak widoczne w tym numerze kostiumy tancerek/truposzy. Choreografia, energia, tempo jak wyrwane z zupełnie innego przedstawienia. Przepraszam za te słowa, ale tak niestety to odebrałem.