poniedziałek, 27 października 2014

Nie spać! Czytać!

http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,16868952,Nie_czytamy__To_skad_tyle_ludzi_na_Targach_Ksiazki_.html

Jak podaje niniejsze źródło, Targi Książki odwiedziło niemal 60 tysięcy osób. To tyle, co małej wielkości miasto, niektóre dawne wojewódzkie miasta posiadały tylu mieszkańców. Czy wszyscy byli potencjalnymi czytelnikami czy skusili się na wizytę na targach ze względu na obecność pisarzy oraz celebrytów stających się pisarzami?

Targi sprzyjały nie tylko spotkaniom z autorami książek, również były okazją do zakupów tańszych pozycji wydawniczych. W ostatnim dniu targów dało się zauważyć hasła: wszystkie książki po 20 zł., nie wracamy z książkami - wszystkie sprzedajemy, można się targować. 

Niektórzy miłośnicy słowa pisanego wracali z torbami pełnymi książek. Wielu z nich zapewne postanowiło nie kupować następnych pozycji książkowych, dopóki nie przeczytają świeżo zdobytych woluminów. Patrząc na ilość tych zdobyczy, następne zakupy mogą wypaść dopiero podczas przyszłorocznych targów albo i później.

niedziela, 26 października 2014

Ale pasztet! "Samobójca" w PWST.



Trudno pisać o spektaklu, który prawdopodobnie zszedł z afisza. Na stronach PWST nie widać go, jego echo jedynie w wynikach wyszukiwania. To jakby podsumowanie, bo trudno zachęcić do czegoś, czego już nie zobaczymy. 

„Samobójca”, choć rozgrywa się w Rosji przedrewolucyjnej, to obraz nawiązujący do nasze gorzkiej współczesności, pokazuje człowieka, który nie może odnaleźć się w życiu, chciałby zrobić coś więcej, niż być tylko mężem i kiepskim zięciem, ale los mu nie sprzyja. Nawet kiedy wydaje się, że bohater znajduje rozwiązanie swojego marnego położenia, na przykład wpadnie na pomysł stania się koncentrującym solo muzykiem, wszystko działa na jego niekorzyść. Przez nieszczęśliwy splot wypadków, tzn. histerię żony, wspomniany Siemon Siemonowicz Podsiekalnikow zostaje uznany za potencjalnego samobójcę. Jego potencjalna śmierć staje się towarem, który może kupić ten, kto da większą cenę. Nabywca może wykorzystać zejście Siemona z tego świata dla własnych celów oraz własnego sztandaru, idei, kaprysu. Zaczyna się zatem targowisko o życie  głównego bohatera oraz targowisko próżności. Jakie pięknie namalowany współczesny nihilizm, gdzie życie pojedynczego człowieka znaczy coraz mniej.

Należy stwierdzić, że gdyby spektakl realizowany był przez teatr amatorski, byłby to spektakl genialny. Tym razem mamy PWST i przez to poprzeczka oczekiwań idzie w górę. Czasami wizyty na spektaklach realizowanych przez szkoły teatralne kończą się refleksją – komu studenci aktorskiego fachu zajęli miejsce na liście przyjętych? Ale tym razem było zupełnie inaczej. Oczywiście, nie da się uciec od wrażenia, że role zostały obsadzone po warunkach, ale jest to wybaczalne, studenci dopiero na zawodowych deskach nabiorą ogłady i zdobędą niezły warsztat, poza tym obsadzenie po warunkach aktorskich jest również umiejętnością.

Najlepiej prowadzi rolę matka-teściowa Serafima. Jest najbardziej świadomą aktorsko osobą na scenie. Zamknięta w mało atrakcyjny kostium nie może epatować kobiecością w „nowoczesnej” formie jak Kleopatra i Raisa, jednocześnie cały czas przyciąga uwagę, przede wszystkim grą. Wydaje się, że dobrana została na zasadzie kontrastu do swojej córki Marii, która bardzo blado wypada w tym duecie. Wielokrotnie jest niesłyszalna ze sceny, jest mgłą, która nie może się skondensować na scenie.

Siemon Siemonowicz Podsiekalnikow wypada przekonująco, jest zagubiony od początku do końca, bezradny i zdominowany nie tylko przez rodzinę, sąsiadów, ale i los. Aktor nie szarżuje, z pokorą prowadzi swoja rolę, nie jest typem amanta, bohatera, to taki rosyjski Piszczyk. Aż dziw, że handlarze jego życiem nie doprowadzili sprawy samobójstwa do końca. 

Pierwszy akt toczy się w domu głównego bohatera, akcja prowadzona sprawnie, co chwila pojawiają się kolejne postaci, pragnące wykorzystać Siemona do swoich jedynych prawdziwych i słusznych celów. Zatem przez mieszkanie przemykają konkurujące ze sobą kobiety wampy: Kleopatra i Raisa. Następnie dają nam się poznać: ojciec duchowny Jełpidij, poeta Wiktor, inteligent Aristarch. Wszystkie warstwy społeczeństwa rosyjskiego oraz Jegoruszka, przedstawiciel władzy ludowej, która za niedługo na dobre zadomowi się. Skąd taka ilość osób w tak skromnych progach, u nic nieznaczącego Podsiekalnikowa? Za sprawą Aleksandra sąsiada, który postanawia zarobić na nieszczęściu innych, chce sprzedać samobójstwo. Każdy towar ma swojego nabywcę. Jego postępowanie można „rozgrzeszyć”, nie wie co czyni bliźniemu, niedawno został wdowcem, a pocieszycielka Margarita nie osładza widocznie życia.

Scena zabawy-przyjęcia na cześć odejścia w zaświaty głównego bohatera jest dobrze zmontowanym kalejdoskopem postaci stylizowanym na ostatnią wieczerzę. W tle grają i tańczą studenci wydziału wokalno-aktorskiego, dają naprawdę dobry poziom cygańskiej stylizacji. Ci, którzy w pierwszym akcie prowadzili akcję, zostają zepchnięci na dalszy plan /Aleksandr i Margarita/ lub zupełnie pozostawieni za kulisami /żona i teściowa/. Prym wiodą wszyscy, którzy chcą zyskać na śmierci głównego bohatera. Rewelacyjny i mam nadzieję, że nie po warunkach, pop Jełpidij z niesamowitą głową do trunków reprezentuje kryzys kościoła, niestety, nie jest w stanie odpowiedzieć, czy istnieje życie wieczne, w czym nie ułatwia podjęcia samobójczej decyzji przez Siemona. Z kolei poeta Wiktor jest tylko młodością, która za moment zagubi się w mrokach historii. Natomiast bardzo mocno funkcjonuje w przestrzeni scenicznej Jegoruszka, dobrze poprowadzona postać dodatkowo podbita stylistyką stroju rewolucyjnego, czy jak tam kto woli proletariackiego. I inteligent Aristach nie przekonuje bohatera do swoich racji, opowiada nawet niezły dowcip o drobiu, ale to tylko ciekawostka nic nie znacząca dla akcji, jedynie dla widzów, znających historię XX wieku. Zostają nam jeszcze kobiety, może one posiadają magnetyzm, który pociągnie Siemona w drogę w nieznane? /tzn. zaświaty/. Margarita tylko upija się, Kleopatra i Raisa są, jak pisano wcześniej, formami. Miotają się od ściany do ściany, popadają w egzaltację, krzyczą. Wnętrze jest tylko lekko muśnięte, niewiele manewru dla interpretacji aktorskiej. Raisa ma o tyle większa przewagę nad Kleopatrą, że jest ostrzejsza, zatem bardziej autentyczna. Za którymś razem ta krzycząco-śmiejąca "nadkobiecość" staje się męcząca dla widza, nie dziwi zatem, ze i Siemon nie reaguje na jej/ich „argumenty”. 

Nastaje godzina prawdy, w której Siemon Siemonowicz Podsiekalnikow nie przekracza granicy życia i śmierci. Zupełnie nieświadomie i nie z własnej winy zostaje uznany za martwego i staje się uczestnikiem własnego pogrzebu, czyli nic się nie zmienia, znów o niczym nie decyduje. 

Siemon zostaje pozostawiony przez wszystkie postaci dramatu, które owszem odkryły, że jego śmierci wcale nie było, ale nie są w stanie wymierzyć sprawiedliwości, może samosądu, ponieważ biegną do ofiary prawdziwego samobójstwa, czyli świat nadal się kręci, ludzie będą wciąż umierać i może znów uda się wykorzystać ich śmierć do własnych celów. Natomiast główny bohater odnajduje w łożu śmierci ostatni kawałek pasztetówki, od której rozpoczyna się akcja sztuki. W końcu może ją w ciszy i spokoju zjeść. Jest szczęśliwy. Czy nie o to chodzi w życiu, które trwa?

Myslę, że należałoby wykupić spektakl od PWST, z całym dobrodziejstwem inwentarza i impresaryjnie go promować. Życzę młodym aktorom dobrego mecenasa.

http://www.pwst.krakow.pl/samobojca 

poniedziałek, 20 października 2014

W poszukiwaniu straconego czasu.

Krakowskie Tramwaje jak sama nazwa wskazuje są nostalgiczne. Oczywiście jest to moje subiektywne odczucie. Kraków nie jest nerwowym i pośpiesznym miejscem. W grodzie nad Wisłą czas biegnie dużo wolniej. Tak samo wolno biegną tramwaje po szynach. Kiedy czytam o koncepcji "Krakowskiego Szybkiego Tramwaju", to dochodzę do wniosku, że jest szybki, bo posiada szybki. Nie wiem, gdzie można spotkać Krakowski Szybki Tramwaj. Zazwyczaj tramwaje w Krakowie, przy głoszonej opcji "pierwszeństwo dla tramwajów", ćwiczą naszą cierpliwość na skrzyżowaniach, gdzie czekają na wolny przejazd, ćwiczą naszą cierpliwość na odcinkach turystycznych, czyli wszelkich z prędkością około 10 km, co jest prędkością zabójczą na zakrętach z wyeksploatowanym torowiskiem. Dla przykładu zachodni odcinek wokół plant.

Gdyby żył Marcel Proust, a tramwaje w Krakowie niczym w Nowym Orleanie nosiły nazwy zamiast numerów, zapewne postulowałby, żeby większość z nich nosiła nazwę "W poszukiwaniu straconego czasu".

PS. Powinna powstać linia okrężna wokół centrum dla połączenia transportu publicznego z turystycznym.