niedziela, 18 grudnia 2016

Stara niepotrzebna kobieta - "Stara kobieta wysiaduje" w Teatrze Starym.


Pisząc tego posta sprawdziłem, czy tytuł jeszcze jest w aktualnym repertuarze Teatru Starego, bo moje wrażenia dotyczą ubiegłego sezonu. Ta cezura czasowa wynika prawdopodobnie z jakiejś namiastki rozczarowania.

Pewnego dnia wybrałem się do Teatru Starego na realizację tekstu, który uważam za tekst już klasyczny. Tekst, który jest mi bliski. Miałem szczęście w swojej karierze widza obejrzeć naprawdę bardzo dobrą "Kobietę" nagrodzoną na OKNWPSW. Do Teatru Starego wybrałem się również ze względu na Annę Dymną.

Nie wiem, o czym było to przedstawienie. Interpretacja przerosła moje oczekiwania i moje możliwości percepcyjne. Możliwe, że było to niejakie wysypisko śmieci wymieszane z bałaganem inscenizacyjnym i średnim aktorstwem. Tak, znów się powtórzę, nikt nie zachwycił. Nawet Anna Dymna. Gdyby nie było postaci Starej Kobiety, spektakl mógłby trwać nadal. Dlatego możliwą nadinterpretację spektaklu ująłem w tytule. Jeśli postać ta jest niepotrzebna, to niepotrzebne jest również cale przedstawienie, po co brać na warsztat ten tekst. Nie polecam, szkoda czasu. Widziałem niedobry teatr - ocena subiektywna.
____________________________________________
http://www.stary.pl/content.php?url=page/repertuar&id=38

czwartek, 15 grudnia 2016

"Do dna" krakowskiej PWST - bardzo udane spotkanie z folklorem.

Trzy aktorki, dwóch aktorów, jeden instrumentalista, uboga scenografia, symboliczne kostiumy... - prawie dwie godziny niesamowitego... no właśnie czego?... i przede wszystkim brak znudzenia. 

Spotkanie z folklorem będzie najwłaściwszym opisem. Żadnej cepeliady, żadnej stylizacji znanej z koncertów galowych zdominowanych przez przyklejony uśmiech. 

Mała perełka inscenizacyjna, wspaniałe interpretacje i ciekawe rozwiązania sceniczne.

Dziewczyny urokliwe, chłopcy czerstwi!

A jeśli ciało, to i nieco erotyzmu, bo w naszych polskich przyśpiewkach nie brakuje tego.

"Do dna" to coś i do tańca, i do różańca!

Blisko zachwytu! Więcej takich dyplomów!


_____________________________
http://krakow.pwst.krakow.pl/do-dna


niedziela, 11 grudnia 2016

Obejrzane w tym sezonie w Krakowie - najlepsze przedstawienia - ocena subiektywna.

Tymczasem w Krakowie obejrzane w tym sezonie - ocena subiektywna.

"Jednak Płatonow" i "Do dna" - najlepsze dyplomy PWST Kraków. Jeden podobno zszedł był z afisza, drugi miał niedawno premierę.

"Stół z powyłamywanymi nogami" - najlepszy spektakl teatru niezależnego.  Teatr Mumerus wciąż w formie.

"Peregrinus" - najlepsza realizacja teatru zawodowego /miejskiego/ i dodatkowo jest to realizacja uliczna - KTO.

Wciąż braki z mojej strony w temacie teatru amatorskiego.

"Księżniczka na opak wywrócona"... czyli wywrócone talenty aktorskie.

Widziałem ten zespół aktorski w przepięknym pokazie "Ożenku" - http://inwentaryzacja2014.blogspot.com/2015/06/tylko-pokaz-czyli-o-ozenkuw-krakowskiej.html. Już wtedy zatrudniłbym ich wszystkich w zawodowym teatrze. Wiem, powtarzam się. W kolejnym poście o teatrach zawodowych, ale czy nie chodzi o zdobyciu etatu w tej całej zabawie? Tym razem nie zachwyciłem się ani formą, ani treścią, ani aktorstwem. Z aktorstwem trochę przesadziłem. 

Aktorsko podobała mi się para: Gileta i Perote. Niczym bohaterowie prologu, pojawiają się od strony widowni, są sygnałem, że tworzymy teatr w teatrze, ale zabrakło na nich pomysłu. W Dominice Feiglewicz i Janie Niemczyku była jakaś radość gry, zabawa teatrem, a przede wszystkim zadania aktorskie do wykonania, nie zabite formą. Szkoda Kamili Banasiak wrzuconej w seplenienie, szkoda młodości i energii Jakuba Sasaka wrzuconego w starość, szkoda Maricna Sztendela wrzuconego w "Marlona Brando z chusteczkami w ustach", szkoda pozostałych wykonawców. 

Z bólem serca piszę tę słowa, no dobra - przesadziłem, ale pomimo sympatii do Was, nie znalazłem powodów, które by obroniły ten spektakl, a jeśli ich nie zauważyłem dwukrotnie, to trzeci raz nie planuję zawitać na tym przedstawieniu. Wiem, że to są poszukiwania twórcze reżysera, ale oceniam to wszystko jako widz, który widzi tu i teraz.

Za dużo elementów scenografii, za dużo telefonu komórkowego, niepotrzebny mikrofon... Niesłyszalność tekstu, zwłaszcza tego spod horyzontu pudła scenicznego...
Życzę Wam mniej wywróconych dyplomów, więcej życia na scenie i możliwości zaistnienia aktorskiego.

__________________________________________________________________
http://krakow.pwst.krakow.pl/ksiezniczka-na-opak-wywrocona-9-pazdziernika-2016-r

...i Europa zawitała do Płaszowa, na estakadę.

Przed rokiem opublikowałem ten post: http://inwentaryzacja2014.blogspot.com/2015/10/europa-moze-i-swiat-ale-nie-do-konca.html. Pisałem, że pomimo, iż mamy XXI wiek i Europę, to automat biletowy jeszcze pamięta chyba poprzednie stulecie. Kiedy ostatnim razem byłem na przystanku tramwajowym ulokowanym na estakadzie przy dworcu płaszowskim, zauważyłem zmianę na lepsze. W końcu można płacić kartą za zakup biletów, doładowanie kart...












niedziela, 20 listopada 2016

"Jednak Płatonow" raz jeszcze albo po raz pierwszy tak obszernie.

O "Płatonowie" krakowskiej PWST udało mi się już pisać w tym blogu: http://inwentaryzacja2014.blogspot.com/2016/02/nieco-o-dwoch-dyplomach-krakowskiej.html - wtedy nie byłem zachwycony, ale intuicja podpowiadała mi, że trzeba ten spektakl zobaczyć raz jeszcze. Nie myślałem, że pomiędzy kolejnymi spektaklami minie tyle czasu. Kiedy czytam poprzedni wpis, mam wrażenie, że pisałem go zupełnie z perspektywy innej planety.

Niedługo minie rok od premiery tego przedstawienia. Przyznać muszę, że dojrzało bardzo, przede wszystkim zespół aktorski. Z adeptów stali się aktorami. Kiedyś oglądałem studentów bawiących się w dobry teatr, teraz widzę bardzo dobry zespół aktorski. Poziom nie odbiegał od dobrego teatru zawodowego, w dużym polskim mieście.

W ostatnich kilku sezonach w krakowskiej PWST były dyplomy, które z całym dobrodziejstwem inwentarza powinny być przejęte przez zawodową scenę: "Samobójca", "Dyplom z kosmosu", "Niech żyje wojna" i opisywany "Płatonow". Nie bez przyczyny Paweł Miśkiewicz został nominowany w 9 numerze miesięcznika Teatr w kategorii: Najlepsza reżyseria - również za ten spektakl. Nie bez przyczyny Joanna Rozkosz została nominowana w kategorii: Najlepszy debiut - za to przedstawienie, bo nominować należałoby cały zespól. Nie bez przyczyny Mariusz Galiliejczyk został nominowany w kategorii: Najlepsza rola epizodyczna - z bardzo ciekawym uzasadnieniem: "(...) za zatrzymanie "charakteru" postaci (rodzaju wewnętrznej agresji, napięcia zwiastującego bunt) pomimo pozostania przez większość spektaklu w tle". /Teatr nr 9/2016, str. 14/.

Bardzo lubię pierwszą scenę tego przedstawienia. Pomimo, że trwa bardzo długo, nie nudzi, w moim przypadku wciąż czuję jej niedosyt. Bohaterowie ogrzewają się ciepłem słonecznym, w tle słychać pieśń niewolników z Nabucco Verdiego. Chyba w tym cieple dojrzewają późniejsze problemy rosyjskiej i słowiańskiej duszy.

Siedząca na brzegu sceny Joanna Połeć - Sonia jest jakby wyrwana z kontekstu. Darzę ją sympatią od samego początku. jest jakby z innego świata albo jeszcze upaja się szczęściem rodzinnym, wielką miłością. Nie wie jeszcze, że za moment zostanie wdeptana w wir życia, miłość małżeńską zamieni na miłość kochanka.

Dla mnie najciekawsza jest postać grana przez Bartłomieja Cabaja. Jest gdzieś pomiędzy wrogimi sobie obozami, wrogimi sobie płciami, a jednak ciągle dążącymi do siebie. Dominuje w postaci Mikołaja niejaka miękkość, podbite jeszcze wysokim wokalem w partii śpiewu. Można mieć przeświadczenie, że jeżeli kocha, to naprawdę, a jeśli się pogubił w życiu, to tylko z miłości do kobiet lub ich uwielbienia, porzucając to, co w nim pierwotne.

Aktorki funkcjonujące bardziej na drugim planie w "Ożenku", w "Płatonowie" mają bardzo interesujące role. Przepięknie pokazują słowiańską duszę, namiętności, miłości. Całą paletę barw, którą można wydobyć z tego interesującego tekstu. O przebiegu akcji nie będę pisał. Nie będę też pisał, co się stało z Płatonowem. Trzeba zobaczyć ten spektakl.

Ta grupa ma szczęście do dyplomów. "Płatonow", "Ożenek". Niektórzy jeszcze mieli możliwość zaistnieć w kultowym dla mnie zjawisku: "Niech żyje wojna". Kiedy patrzy się na przemiany aktorskie pomiędzy "Płatnowem" a "Ożenkiem", to muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem, dwa światy, dwie formy, dwa różne spektakle i trudno w tym momencie mówić, że obsada "po warunkach". Natomiast Mateusz Korsak ma szczęście do umierania na scenie! We wszystkich wymienionych w tym akapicie tytułach ginie na scenie!

 PS. Kiedy pisałem ten post, doszły do mnie słuchy, że ten spektakl nie będzie już grany. 

piątek, 11 listopada 2016

Zaskakująca nominacja...

W numerze 9 miesięcznika "Teatr" w kategorii: "Najlepsze przedstawienie telewizyjne i/lub radiowe" znalazła się zaskakująca nominacja, a mianowicie: "Wiadomości o 19.30, TVP 1, wykonanie: Krzysztof Ziemiec, reż. Magdalena Paczulska, idea: Jacek Kurski". Duże brawa i podziękowania za duży i długi mój śmiech dla autora tej nominacji!

Kabareciarze narzekali, że pracę odbierają im politycy. Jak widać, kabaret polubili też recenzenci/krytycy. 
___________________
Teatr nr 9/2016, str. 19.

niedziela, 23 października 2016

Wciąż te zaległości.



Mniej więcej na początku lipca napisałem, że zajmę się prasówką teatralną:
http://inwentaryzacja2014.blogspot.com/2016_07_01_archive.html

Słowo się rzekło, a raczej napisało, znaleziono czas na lekturę pomiędzy plażowaniem a plażowaniem. Postaram się nieobiektywnie opisać to, co z tego wynika. Będzie to bardziej esej niż nie-esej.

Zarówno w aktorstwie jak i reżyserii najważniejsza jest dla mnie wyobraźnia. W reżyserii przede wszystkim, ale również aktor bez umiejętności wyobrażenia sobie swoich wewnętrznych światów, nie będzie interesujący. Życie bez wyobraźni byłoby bardzo nudne. Zatem czym jej więcej, tym lepiej.

Czy szkoły teatralne są potrzebne? Oczywiście, że tak. Poza tym uważam, że marzenia należy realizować albo pomagać w ich realizacji, zwłaszcza przyszłym studentom. A gdyby tak stworzyć system szkół teatralnych, żeby było przyjmowanych 80% kandydatów, a jeśli to marzenia o marzeniach, to niech i wszyscy zdobędą indeksy szkół teatralnych. Najlepsi na pewno by się ostali. W czasie kolejnych semestrów, jak na każdych studiach, następowałyby odejścia. Egzaminy, w którym po jednej i drugiej stronie mamy spotkanie czynnika ludzkiego, zapewne dochodzi do błędów i w tej ogromnej ilości kandydatów można przeoczyć naprawdę zdolne jednostki. Egzamin to tylko jedno z narzędzi i nie wymyślono jeszcze czegoś lepszego, ale to już brzmi jak matematyka.

A wypadkowa? Mniej niespełnionych aktorów, mniej niespełnionych reżyserów, mniejsza ilość recenzentów i krytyków ;-)

Do końca nie wiem jakimi kryteriami powinna kierować się komisja egzaminacyjna przy wydziale aktorskim, reżyserskim czy wszelkim innym artystycznym. Mam wrażenie, że po latach edukacji w  szkole podstawowej, gimnazjalnej, licealnej, w których edukacja skierowana była na umiejętność pisania testu, nagle młody człowiek zostaje oceniony pod względem rozwoju własnej osobowości i stąd zapewne poczucie niesprawiedliwości tych, którzy znaleźli się pod kreską, bo to przecież dla wielu kandydatów spotkanie z nowym narzędziem egzaminacyjnym.

Miło mi się zrobiło, gdy czytając o krakowskim świecie teatralnym zobaczyłem w dokumentacji fotograficznej znajome twarze. Ciekawie czytało się o wspomnianych egzaminach, o Forum Młodej Reżyserii, której edycję 2016 również na tym blogu opisałem w małym wycinku, ciekawie zabrzmiał wywiad z dyrektorem krakowskiego Teatru Nowego. Dziękuję za wiadomości ze świata teatru lalek, akcenty wrocławskie oraz bytomskie, za tekst o alternatywie w Poznaniu.

I chociaż ten opisywany przeze mnie numer "nietaktu!" był kupiony przed tegorocznymi wakacjami, to widnieje na nim numeracja 23/2015. Długo przeleżał na półce w salonie prasowym, czekając zapewne na to, bym go odkrył.

PS. Temat bezrobocia w środowisku artystycznym świadomie ominąłem. 

czwartek, 6 października 2016

Nieco inwentaryzacji w Inwentaryzacji2014.

Najbardziej poczytne posty w tej chwili to:
- I nie daj mi, Boże, broń Boże, skosztować tak zwanej życiowej mądrości, czyli "Głupia mąka wariatów" w Mumerusie - http://inwentaryzacja2014.blogspot.com/2015/06/gupia-maka-wariatow-w-mumerusie.html
- Szarik, nie aportuj mi tego miejsca, czyli „Niech żyje wojna” w krakowskiej PWST - http://inwentaryzacja2014.blogspot.com/2015/01/szarik-nie-aportuj-mi-tego-miejsca.html

Pierwszy tytuł wciąż grany, drugi niestety nie. Widocznie w przypadku "Wojny" wciąż działa magia legendy tego spektaklu. 

_________________________________________________
http://www.mumerus.net/index.php?action=spektakle
http://krakow.pwst.krakow.pl/niech-zyje-wojna

środa, 5 października 2016

Dwa dyplomy z krakowskiej PWST: 'Ożenek" i "Między nami dobrze jest".





W ostatnim czasie, tak jak pisałem we wrześniowym poście, trafiłem do krakowskiej PWST na dwa dyplomy, które premiery miały jeszcze w poprzednim sezonie i które chciałem zobaczyć ponownie, i bardzo prawdopodobne, że jeszcze je obejrzę.

„Ożenek”.
Przedstawienie rozpoczyna się bardzo mocnym akcentem, muzyką, jeśli się nie mylę, Vladmira Cosmy z jednego z ciekawszych filmów Ettore Scoli. Ogromne zaskoczenie. Nieco pozazdrościłem pomysłu. Bardzo dobre połączenie rzeczywistości filmowej z teatralną. Liczyłem, że ciągłe zaskoczenia będą mi towarzyszyć do końca, ale tak się nie stało. Nie można mieć wszystkiego. Tę muzykę chyba opisowo wprowadziłbym jako tło do sceny, kiedy Agafia porównuje sobie swoich adoratorów i z każdego z nich chciałaby jakąś cząstkę, które to atuty stworzyłyby męża idealnego.
Przedstawienie nie jest w mojej stylistyce, ale miło się je ogląda. Nie musiałem długo zastanawiać się dlaczego. Studenci bowiem operują językiem, który jest im bliski lub przekonali mnie, że go rozumieją. Czego chcieć więcej. Nie ma w tym spektaklu przeżywania rodem ze Stanisławskiego, ale nie ma w nim również niepotrzebnych drzazg, które wżynałyby się w materię dramaturgii. Jest w nim jakiś dyskretny urok i harmonia, który trudno mi zdefiniować do końca.
„Ta klasyczna historia, będąca również satyrą (…) przeniesioną w środek Ameryki lat 50 i 60 XX wieku z ówczesną muzyką i modą, staje się szalonym rejsem skojarzeniowym po oceanie absurdalnego humoru, groteski, komiksowej konwencji, silnie zarysowanych postaci i vintage’owej estetyki” – cytat za programem – i z tym się zgadzam. Szaleństwo akcji, różne narracje, duży misz-masz, a mimo wszystko wciąga.
Duże brawa również dla zespołu aktorskiego. Jeśli nie uda Wam się znaleźć angażu w teatrach dramatycznych, macie szanse zaistnieć w kaskaderce. Duże wrażenie robi wasza sprawność fizyczna. Ach ta młodość!
To spektakl o mężczyznach w krzywym zwierciadle, są ciekawi przez swoją śmieszność i aktorsko można dzięki temu dobrze zaistnieć. Niektórym udało się zaskoczyć widza i bawić go przez cały spektakl. Bardzo dobrzy Mateusz Korsak /Podkolesin/ i Mariusz Galilejczyk /Koczkarow/, przezabawni Patryk Czerniejewski /Jajecznica/ i Oskar Winiarski /Zewakin/, śmieszny Maksymilian Wesołowski /Anuczkin/, troszeczkę za mało Patryka Kulika jako alter-ego Podkolesina.
Warto wybrać się na ten klasyczny tekst w nieco uwspółcześnionej wersji. Warto zobaczyć, jak niegdyś wyglądały zaloty, kim była swatka i jaki przezabawny jest męski świat. I miło pośmiać się z kogoś będącego obok, a często tak naprawdę śmiejemy się z siebie.

„Między nami dobrze jest”.
Cudowny spektakl w partiach wokalnych. Dziękuję, że mogłem odkryć w końcu talenty aktorskie, których zupełnie nie można było zobaczyć we wcześniejszym dyplomie „Jestem vVIPem”. Jakbym oglądał zupełnie różne zespoły aktorskie, dwa różne teatry!

Poznajemy rodzinę Kowalskich, a może lepiej Potwornickich. Poznajemy ich codzienność, która jest wyjałowiona z uniesień, nawet marzenia sięgnęły bruku.
Nie przeraża mnie ubogość świadomości historycznej przeciętnych Kowalskich, przeraża mnie ich ubogość mentalna. Byt określa świadomość. Bełkot jest stanem umysłu. Przeraża mnie to, że takie rodziny funkcjonują współcześnie. Krzywe zwierciadło naszego nowoczesnego społeczeństwa w sosie brutalnego kapitalizmu i dostępnej wolności jest bolesne w patrzeniu.
„To jest pewnie pierwsze pokolenie, które widzi wszystko zapożyczone, każdy czas, etap historii, jest zrekonstruowany i można go obejrzeć w telewizji” – czytam w programie do przedstawienia – aż strach pomyśleć, jak będzie myśleć następne pokolenie.
Tym razem to kobiety grają pierwsze skrzypce, to ich postaci są bardziej z krwi i kości. Możliwe, że mają lepszy tekst-bełkot albo mają większe pole do popisu. Przecież Małgorzata Biela /Halina-Monika/ i Karolina Burek /Bożena-Edyta/ tworzą po dwie postaci, które są diametralnie różne. Ich przemiany są cudowne, sam zabieg reżyserski na piątkę. Kiedy Małgorzata Biela staje się aktorką, jej wejście, mimika twarzy, gra oczu, to majstersztyk. Wcześniej widzimy ją jako matkę-Polkę bez właściwości, w znoszonych kapciach i ciuchach z lumpeksu. Podobnie Karolina Burek, która z kobiety o niskim poczuciu wartości staje się na moment sex-bombą.

Karolina Wasilewska jako osowiała staruszka jest uroczą osóbką, z której naśmiewa się mała metalowa dziewczynka /Zuzanna Czerniejewska/. Mała metalowa dziewczynka jest głosem młodego pokolenia, też w jakimś krzywym zwierciadle, dla której pojęcie drugiej wojny światowej jest jakimś nic nieznaczącym terminem.
Wstawki śpiewane są dobrze skrojonym dopełnieniem spektaklu. Bardzo dobra technika i style muzyczne sprawiają, że mamy niejako dodatkowy spektakl muzyczny. To też magnes, który sprawia, że chce się wrócić na spektakl. 

Grajcie, śpiewajcie... i tak trzymać! 

__________________________________________
http://krakow.pwst.krakow.pl/ozenek
http://krakow.pwst.krakow.pl/miedzy-nami-dobrze-jest

wtorek, 4 października 2016

...i kolejne podziękowania.

Dziękuję również tym ośrodkom teatralnym, które publikują moją twórczość radosną na swoich różnych platformach komunikacyjnych. Cieszy fakt, że mój ogląd rzeczywistości zainteresuje bardziej niż tylko jednorazowo.

poniedziałek, 3 października 2016

Podziękowania wszystkim...

Dziękuję wszystkim czytelnikom i czytelniczkom, którzy/które zauważają wszelkie błędy w moich postach i dyplomatycznie mnie o tym informują. A ja zupełnie spontanicznie poprawiam to i owo. Najgorzej, kiedy za popraweczką idzie "pogorszeczka" /za Lipińska i Osiecką albo odwrotnie/.

poniedziałek, 26 września 2016

NIech nam żyje nowy sezon artystyczny 2016/2017!!!

Nastał nowy sezon artystyczny, mniej więcej przed miesiącem. Można się cieszyć nim, niczym Nowym Rokiem. Można się smucić, że czas ucieka. Można być nieco naiwnym, że w tym sezonie doświadczymy czegoś, czego do tej pory nie widzieliśmy. Można być nieco bardziej pragmatycznym i stwierdzić, że wszystko już było. 

Tym razem nie będzie życzeń nowosezonowych. Tak z przekory. 

Ten sezon, myślę, że szczęśliwie, udało mi się rozpocząć od wizyty w krakowskiej PWST. Jednej z trzech moich ulubionych scen w grodzie Kraka. A co widziałem, a czego jeszcze nie opisałem... -  mam nadzieję, że o tym niebawem tutaj.


niedziela, 3 lipca 2016

Uwaga! Kryptoreklama, czyli prasówka teatralna.

Zakupiono z zaskoczenia oraz ciekawości. Teraz tylko znaleźć czas na lekturę tej pozycji pomiędzy plażowaniem a plażowaniem.





niedziela, 22 maja 2016

Tramwaj przez krakowskie aleje...

Ponad rok temu pisałem o utopijnej wizji krakowskiego tramwaju przez słynne i zatłoczone aleje: http://inwentaryzacja2014.blogspot.com/2015/01/tramwaj-przez-aleje-wizje-i-wypadkowe.html. Były to propozycje miłośnika komunikacji miejskiej, ale z pozycji laika. Tymczasem odnalazłem dość ciekawą stronę, którą polecam uwadze: http://knsk.org/aktualne-projekty/tramwaj-w-alejach. Patrząc na to, co się dzieje w Krakowie i innych większych miastach, jestem zwolennikiem tramwajów prowadzonych estakadami, ponad poziomem jezdni.

niedziela, 8 maja 2016

"Wszystko o mężczyznach" w Teatrze Ludowym.

W końcu udało mi się obejrzeć ostatni spektakl z "trylogii". Po "Wszystko o związkach" oraz "Wszystko o kobietach", wreszcie przyszedł czas na mężczyzn. Według mnie najsłabsze ze wspomnianej trylogii. Bardzo przerysowane postaci, ogrom wulgaryzmów. To nie mój teatr. Owszem, samograj, ale liczyłem na wyższy poziom. Do tego słaba słyszalność zespołu aktorskiego. Nie napiszę, że nie polecam, jednak na ten tytuł nie wybiorę się ponownie.

____________________________________________
http://ludowy.pl/spektakl/11-wszystko-o-mezczyznach

"Jestem VIP-em" w Krakowskiej PWST, jakie szczęście, że nim nie jestem.

I znów o jednej z ciekawszych scen w Krakowie, a na pewno posiadającej energię młodości.

Tym razem na tapecie dawno widziany przeze mnie dyplom pt. :Jestem VIP-em". Nuda, nuda, nuda...

Trzy dobre momenty: 1.pierwsza scena, kiedy bohaterowie zastygają w różnych pozach i wydaje się, że ta różnorodność do czegoś będzie prowadzić. Nawet trzymanie ich w niekomfortowych pozach jest jakimś pomysłem, ale nie ma dla niego rozwinięcia. Fizyczna materia aktorska przegrywa. 2.wejście dostawcy pizzy, zupełnie inny klimat, niż w całym przedstawieniu, nareszcie jakieś życie sceniczne, jakaś zabawa formą, zabawa w granie, bycia na scenie, a nie przeżywanie nie swoich psychologicznie postaci. 3.scena w półmroku z piosenką o pięknych twarzach/młodym wyglądzie, małe otarcie o harmonię, a nawet sztukę. Jeden z niewielu momentów, kiedy widać "jakieś talenty".


Właśnie, "jakieś talenty". Wiem, że zespół aktorski grający  w tym przedstawieniu jest utalentowany, niestety, nie widać tego. Kolejny raz jest jakaś tendencja do wrzucania młodych wykonawców w postaci, które trudno im odegrać, zrozumieć, jakby męczyli się ich "ciężkością" a może ich faktyczną nieatrakcyjnością psychologiczną. 

Jestem VIP-em, jestem celebrytą, jestem nudny, w depresji, zamiast śpiewać - zdzieram gardło, zamiast mówić - krzyczę. Ile minut można zamęczać widzów czymś takim?

I ostatnie pytanie, po co te pisuary? Mają potęgować niesmak lub zły gust?
___________________________________
http://krakow.pwst.krakow.pl/jestem-vipem

Po krótkiej przerwie.

Nieco dłuższą chwilę mnie tutaj nie było. Miło zaskoczył mnie fakt, że pomimo braku nowych postów, starsze wpisy miały swoich czytelników. Patrząc na licznik odwiedzający, uważam, że nie jest źle.

środa, 6 kwietnia 2016

"Rodzina Addamsów" w gliwickim Teatrze Muzyczny dla żywych, martwych i niezdecydowanych...

Zdarzają się przedstawienia, których wrażenia artystyczne, jeżeli są, zabijają sprawy techniczne. Tak jest w Gliwicach. Scenografia na dzień dobry jakby przyklejona do pudła scenicznego. Owszem, później następuje bardzo ciekawe otwarcie przedniej ściany, ale przyznam szczerze, że gdyby od razu "front" domu został otwarty, byłoby o wiele ciekawiej.

Najciekawsze w spektaklu jest scenografia. Prawdopodobnie wydano na nią majątek. Szkoda, że nie została wykorzystana w inny sposób, niż tylko jako tło. Większość akcji dzieje się na przodzie sceny, na stworzonym piętrze pojedyncze zdarzenia. Nie rozumiem zupełnie, jak mając schody na scenie od parteru po wysokie pierwsze piętro, nie wykorzystuje się ich choreograficznie. Każdy kabaret marzyłby o takich schodach! Samo wchodzenie i schodzenie ze schodów już dodaje dodatkowej energii i wrażeń. Czułem wielki niedosyt z tego powodu.

Spektakl ratuje tak naprawdę Katarzyna Hołub, która jest bardzo dobra wokalnie i piękna scenicznie. Ciekawa jest postać córki Wednesday, jako członkinie rodu Addamsów posiada jakieś życie, a przede wszystkim emocje. Wyróżnia się na tle innych postaci, które pozostają na jednym poziomie emocji, przez większość czasu albo ich gra nie przekonywała mnie/ Służący Lurch, chociaż niewiele ma do powiedzenia, to ma swoje pięć minut podczas finału, przyćmiewa inne postaci komizmem sytuacyjnym i komizmem własnej osoby. Postać Gomeza Addamsa zaciekawiła mnie w jednym numerze wokalnym.

Pomimo wspaniałych recenzji, nie umiałem się zachwycić tą produkcją. Przeznaczona jest ona dla żywych, martwych i niezdecydowanych. Zdecydowałem się, że już jej nie obejrzę. Szkoda, liczyłem na jakieś broadwayowskie zaskoczenie.

PS. Bardzo ciekawa szata graficzna programu teatralnego.
_________________________________________
http://www.teatr.gliwice.pl/3,939,Rodzina_Addamsow.html

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Najlepsze krakowskie tytuły teatralne.

Ostatnio opublikowałem zdjęcie, na którym umieściłem trzy tytuły najlepszych moim zdaniem spektakli teatralnych, jakie w ostatnim czasie widziałem w Krakowie. Są to tytuły również opisane w tym blogu. Jest to stan wrażeń artystycznych na "tu i teraz". Zawsze może jakieś wydarzenie artystyczne zmienić ten stan. Dlaczego trzy tytuły? Wybrałem najciekawsze dla mnie sztuki wystawianych na deskach teatru miejskiego, teatru offowego i teatru nieprofesjonalnego. Chociaż zastanawiam się, czy użyłem dobrej charakterystyki tych teatrów. To może stać się tematem kolejnego wpisu tutaj. Niestety zabrakło tutaj sceny amatorskiej. Przyznam się, że w tym zakresie mam braki.


"Położnice szpitala św. Zofii" - chorzowski spektakl interwencyjny!

Mam mieszane uczucia związane z tym przedstawieniem. Na pewno są to odczucia dużo lepsze niż podczas oglądania polskich seriali komediowych o służbie zdrowia. Aktorstwo na żywo jest tego atutem.

To przedstawienie na pewno mocno polityczne, na pewno groteskowe. Przedstawienie, którego nie powinny oglądać kobiety w ciąży z wykupionym pakietem "prywatny/ludzki poród" czy kobiety marzące o macierzyństwie. Jedyny zarzut to nieczytelność struktury scenariuszowej, niejakiej linearności, następstw przyczynowo-skutkowych. Za dużo bełkotu i urywanych wątków. Wokalnie bardzo dobry. Kilka perełek wokalnych.

Kontrowersyjność spektaklu, a nawet jego polityczność sprawia, że powinno się go obejrzeć. Pytanie brzmi, czy jeszcze znajdzie się w repertuarze?! W obecnej sytuacji politycznej w kraju powinien w nim zagościć na dłużej.

NAGRODA JURY 11. FESTIWALU PRAPREMIER W BYDGOSZCZY (2012) „za oryginalne wykorzystanie formy musicalowej dla przekazania ważnych społecznie treści w spektaklu Położnice szpitala św. Zofii” - to by się zgadzało.

__________________________________________________
http://www.teatr-rozrywki.pl/repertuar/20.html?view=event