środa, 5 października 2016

Dwa dyplomy z krakowskiej PWST: 'Ożenek" i "Między nami dobrze jest".





W ostatnim czasie, tak jak pisałem we wrześniowym poście, trafiłem do krakowskiej PWST na dwa dyplomy, które premiery miały jeszcze w poprzednim sezonie i które chciałem zobaczyć ponownie, i bardzo prawdopodobne, że jeszcze je obejrzę.

„Ożenek”.
Przedstawienie rozpoczyna się bardzo mocnym akcentem, muzyką, jeśli się nie mylę, Vladmira Cosmy z jednego z ciekawszych filmów Ettore Scoli. Ogromne zaskoczenie. Nieco pozazdrościłem pomysłu. Bardzo dobre połączenie rzeczywistości filmowej z teatralną. Liczyłem, że ciągłe zaskoczenia będą mi towarzyszyć do końca, ale tak się nie stało. Nie można mieć wszystkiego. Tę muzykę chyba opisowo wprowadziłbym jako tło do sceny, kiedy Agafia porównuje sobie swoich adoratorów i z każdego z nich chciałaby jakąś cząstkę, które to atuty stworzyłyby męża idealnego.
Przedstawienie nie jest w mojej stylistyce, ale miło się je ogląda. Nie musiałem długo zastanawiać się dlaczego. Studenci bowiem operują językiem, który jest im bliski lub przekonali mnie, że go rozumieją. Czego chcieć więcej. Nie ma w tym spektaklu przeżywania rodem ze Stanisławskiego, ale nie ma w nim również niepotrzebnych drzazg, które wżynałyby się w materię dramaturgii. Jest w nim jakiś dyskretny urok i harmonia, który trudno mi zdefiniować do końca.
„Ta klasyczna historia, będąca również satyrą (…) przeniesioną w środek Ameryki lat 50 i 60 XX wieku z ówczesną muzyką i modą, staje się szalonym rejsem skojarzeniowym po oceanie absurdalnego humoru, groteski, komiksowej konwencji, silnie zarysowanych postaci i vintage’owej estetyki” – cytat za programem – i z tym się zgadzam. Szaleństwo akcji, różne narracje, duży misz-masz, a mimo wszystko wciąga.
Duże brawa również dla zespołu aktorskiego. Jeśli nie uda Wam się znaleźć angażu w teatrach dramatycznych, macie szanse zaistnieć w kaskaderce. Duże wrażenie robi wasza sprawność fizyczna. Ach ta młodość!
To spektakl o mężczyznach w krzywym zwierciadle, są ciekawi przez swoją śmieszność i aktorsko można dzięki temu dobrze zaistnieć. Niektórym udało się zaskoczyć widza i bawić go przez cały spektakl. Bardzo dobrzy Mateusz Korsak /Podkolesin/ i Mariusz Galilejczyk /Koczkarow/, przezabawni Patryk Czerniejewski /Jajecznica/ i Oskar Winiarski /Zewakin/, śmieszny Maksymilian Wesołowski /Anuczkin/, troszeczkę za mało Patryka Kulika jako alter-ego Podkolesina.
Warto wybrać się na ten klasyczny tekst w nieco uwspółcześnionej wersji. Warto zobaczyć, jak niegdyś wyglądały zaloty, kim była swatka i jaki przezabawny jest męski świat. I miło pośmiać się z kogoś będącego obok, a często tak naprawdę śmiejemy się z siebie.

„Między nami dobrze jest”.
Cudowny spektakl w partiach wokalnych. Dziękuję, że mogłem odkryć w końcu talenty aktorskie, których zupełnie nie można było zobaczyć we wcześniejszym dyplomie „Jestem vVIPem”. Jakbym oglądał zupełnie różne zespoły aktorskie, dwa różne teatry!

Poznajemy rodzinę Kowalskich, a może lepiej Potwornickich. Poznajemy ich codzienność, która jest wyjałowiona z uniesień, nawet marzenia sięgnęły bruku.
Nie przeraża mnie ubogość świadomości historycznej przeciętnych Kowalskich, przeraża mnie ich ubogość mentalna. Byt określa świadomość. Bełkot jest stanem umysłu. Przeraża mnie to, że takie rodziny funkcjonują współcześnie. Krzywe zwierciadło naszego nowoczesnego społeczeństwa w sosie brutalnego kapitalizmu i dostępnej wolności jest bolesne w patrzeniu.
„To jest pewnie pierwsze pokolenie, które widzi wszystko zapożyczone, każdy czas, etap historii, jest zrekonstruowany i można go obejrzeć w telewizji” – czytam w programie do przedstawienia – aż strach pomyśleć, jak będzie myśleć następne pokolenie.
Tym razem to kobiety grają pierwsze skrzypce, to ich postaci są bardziej z krwi i kości. Możliwe, że mają lepszy tekst-bełkot albo mają większe pole do popisu. Przecież Małgorzata Biela /Halina-Monika/ i Karolina Burek /Bożena-Edyta/ tworzą po dwie postaci, które są diametralnie różne. Ich przemiany są cudowne, sam zabieg reżyserski na piątkę. Kiedy Małgorzata Biela staje się aktorką, jej wejście, mimika twarzy, gra oczu, to majstersztyk. Wcześniej widzimy ją jako matkę-Polkę bez właściwości, w znoszonych kapciach i ciuchach z lumpeksu. Podobnie Karolina Burek, która z kobiety o niskim poczuciu wartości staje się na moment sex-bombą.

Karolina Wasilewska jako osowiała staruszka jest uroczą osóbką, z której naśmiewa się mała metalowa dziewczynka /Zuzanna Czerniejewska/. Mała metalowa dziewczynka jest głosem młodego pokolenia, też w jakimś krzywym zwierciadle, dla której pojęcie drugiej wojny światowej jest jakimś nic nieznaczącym terminem.
Wstawki śpiewane są dobrze skrojonym dopełnieniem spektaklu. Bardzo dobra technika i style muzyczne sprawiają, że mamy niejako dodatkowy spektakl muzyczny. To też magnes, który sprawia, że chce się wrócić na spektakl. 

Grajcie, śpiewajcie... i tak trzymać! 

__________________________________________
http://krakow.pwst.krakow.pl/ozenek
http://krakow.pwst.krakow.pl/miedzy-nami-dobrze-jest

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz