środa, 6 kwietnia 2016

"Rodzina Addamsów" w gliwickim Teatrze Muzyczny dla żywych, martwych i niezdecydowanych...

Zdarzają się przedstawienia, których wrażenia artystyczne, jeżeli są, zabijają sprawy techniczne. Tak jest w Gliwicach. Scenografia na dzień dobry jakby przyklejona do pudła scenicznego. Owszem, później następuje bardzo ciekawe otwarcie przedniej ściany, ale przyznam szczerze, że gdyby od razu "front" domu został otwarty, byłoby o wiele ciekawiej.

Najciekawsze w spektaklu jest scenografia. Prawdopodobnie wydano na nią majątek. Szkoda, że nie została wykorzystana w inny sposób, niż tylko jako tło. Większość akcji dzieje się na przodzie sceny, na stworzonym piętrze pojedyncze zdarzenia. Nie rozumiem zupełnie, jak mając schody na scenie od parteru po wysokie pierwsze piętro, nie wykorzystuje się ich choreograficznie. Każdy kabaret marzyłby o takich schodach! Samo wchodzenie i schodzenie ze schodów już dodaje dodatkowej energii i wrażeń. Czułem wielki niedosyt z tego powodu.

Spektakl ratuje tak naprawdę Katarzyna Hołub, która jest bardzo dobra wokalnie i piękna scenicznie. Ciekawa jest postać córki Wednesday, jako członkinie rodu Addamsów posiada jakieś życie, a przede wszystkim emocje. Wyróżnia się na tle innych postaci, które pozostają na jednym poziomie emocji, przez większość czasu albo ich gra nie przekonywała mnie/ Służący Lurch, chociaż niewiele ma do powiedzenia, to ma swoje pięć minut podczas finału, przyćmiewa inne postaci komizmem sytuacyjnym i komizmem własnej osoby. Postać Gomeza Addamsa zaciekawiła mnie w jednym numerze wokalnym.

Pomimo wspaniałych recenzji, nie umiałem się zachwycić tą produkcją. Przeznaczona jest ona dla żywych, martwych i niezdecydowanych. Zdecydowałem się, że już jej nie obejrzę. Szkoda, liczyłem na jakieś broadwayowskie zaskoczenie.

PS. Bardzo ciekawa szata graficzna programu teatralnego.
_________________________________________
http://www.teatr.gliwice.pl/3,939,Rodzina_Addamsow.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz