piątek, 6 kwietnia 2018

"prawie my" krakowskiej AST - prawie usnąłem.


Kolejny dyplom, który nie zachwyca. 

Spektakl, który trwa ponad trzy godziny. "Spektakl tworzą dwie części. Pierwsza z nich – niefabularna – inspirowana jest wywiadami aktorów z własnymi rodzicami; druga – fabularna – jest fantazją na temat przyszłości pokolenia, do którego aktorzy należą" - czytamy w programie. Spektakl, którego materiał mógłby stanowić dwa osobne dyplomy, z korzyścią dla jednego i drugiego. Nie wiem, kto wpadł na pomysł, tak kuriozalnego połączenia w całość dwóch obszernych części, które w sumie czym bliżej finału, nie wnoszą niczego nowego i czy bliżej finału, bardziej nużą odbiorcę.

Niestety, nie uwierzyłem żadnej postaci, która została stworzona w przedstawieniu. Młodzi powinni zrobić spektakl o młodości i energii w nich drzemiącej. Na przeżywanie przedstawione w dyplomie widocznie jeszcze za wcześnie.

Jest tylko jeden moment, który chciałbym zobaczyć jeszcze raz: scena taneczno-malarska, ale nie mam siły, żeby oglądać pierwszą część dla tych kilka minut artyzmu. To była feeria energii. Elektrownia atomowa to mało przy wspomnianej tutaj sekwencji choreograficznej.

Nie opisuję tematyki spektaklu, sensowności jej użycia tu i teraz, w dzisiejszych kontekstach. O wszystkim można przeczytać pod linkiem.

PS. Nie wyszedłem po pierwszej części nie tylko z powodu dobrego wychowania, ale i ciekawości, czy druga część obroni pierwszą. O ja naiwny!
____________________________________________________
http://krakow.ast.krakow.pl/prawie-my-rez-marcin-wierzchowski

1 komentarz: