niedziela, 13 marca 2016

"Kto się boi Virginii Woolf?" gdańskiego Teatru Wybrzeże - sex, drinks and... hell!

Współczesny tekst, który już jest klasykiem. O ile wersji filmowej nie da się lepiej zrobić, role Elizabeth Taylor i Richarda Burtona przeszły do legendy, to w teatrze można jeszcze wiele zdziałać. Gdański Teatr Wybrzeże to potwierdził. Zrobił spektakl bardzo dobry. Jeden z ciekawszych spektakli w ostatnim czasie, jaki miałem szansę obejrzeć.

Zatem spektakl jest bardzo dobry. Tekst sztuki należy do jednych z bardziej interesujących w "klasycznej" dramaturgii współczesnej. W ustach Doroty Kolak oraz Mirosława Baki dialog żyje i nabiera barw. Wspaniale zinterpretowany, umiejętnie kontrastowany. Nawet w scenach, kiedy aktorzy przebywają sami, nie zanudzają widza, wciąż czuje się energię życia w postaciach, nie beznamiętne podawanie tekstu. Nawet pytanie: co za nora - kto to powiedział? - nie męczy swoją powtarzalnością.

Młodzi aktorzy odstają nieco od gwiazd, ale tylko nieco, ponieważ jeszcze nie są aż tak dojrzali. Dopiero zaczynają swoją aktorską przygodę, bardzo dobrze wykonaną w tym spektaklu. Dobrze partnerują i słuchają tego, co dzieje się na scenie. Honey jest zatem bardzo dobrze zagraną kobietą bez właściwości. Dopiero przy ukłonach zauważyłem w niej osobę z krwi i kości. Partneruje jej dość sprawny Nick, który mógłby być bohaterem niejednej reklamy. Wygląda jak amerykański sen. Niestety, wraz z żoną trafia do prowincjonalnego piekła. Jeszcze dziewiczy trafiają do świata pełnego nieznanych dotąd zasad traktowania drugiego człowieka.

O ile w filmie sfrustrowane akademickie małżeństwo /on wykłada, ona jest jego żoną, ona jest córką kogoś ważnego na uniwersytecie/ wydaje się w pierwszych sekwencjach, że się kochają, tego nie widać w gdańskim przedstawieniu. Rozczarowanie życiem, którego nie zagłuszył alkohol jest bardzo widoczne i mocno sączy się ze sceny. Zaproszone młode małżeństwo /Nick dostał posadę wykładowcy, Honey jest jego żoną, a dokładnie została kiedy spuchła/ staje się celem odreagowania rzeczywistości przez starszyznę. Dołożyć gościom to ulubiona zabawa gospodarzy i krew leje się równie obficie jak alkohol. Udawana szczerość jest tylko taktyką służącą do osłabienia przeciwnika. Nie ma żadnych świętości. W tym wierność małżeńska, chociaż z powodu alkoholu, tym razem nie dochodzi do zdrady.

Polecam spektakl. Zaskoczył mnie bardzo. Również nagość w spektaklu, która jest uzasadniona artystycznie /scena z Dorotą Kolak - perełka/, ale mnie niepotrzebna zupełnie, nie Dorota Kolak, nagość!

Zarówno w filmie jak i w teatrze scena z parasolką równie wysoko dramaturgicznie. Nie myślałem, ze bez montażu można coś takiego uzyskać w teatrze.

Polecam ten spektakl uwadze. Gdybyśmy zapytali o celowość jego powstania, to tłumaczy go pokazanie współczesnego świata przez sfrustrowane elity, młodych pełnych nadziei w siebie i w przyszłość, a często będących tylko pionkami w grze. Refleksja po tym spektaklu jest również i taka: kiedy Nick i Honey będą na tyle silni, by dołożyć swoim gościom? Sztafeta pokoleń trwa.

Sex, drinks and... hell w dobrym wydaniu na scenie!
_____________________________________________________
http://www.teatrwybrzeze.pl/spektakle/kto-sie-boi-virginii-woolf

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz