środa, 15 marca 2017

"Wspomnienia polskie" w krakowskiej PWST.

Przedstawienie dobre, niestety, tylko dobre. Czegoś zabrakło, żeby wrażenia artystyczne były wyższe. Zabrakło jakiejś kropki nad i, może zabrakło prób, żeby nadać rytm, jakiegoś spoiwa pomiędzy etiudami, którymi mógłby częściej widoczny taniec.

 „Nie jest zdrowe, kiedy ojczyzna staje się parawanem, który zasłania świat” – to zdanie najbardziej zapamiętałem z tego przedstawienia i najbardziej koreluje z naszą aktualną sytuacją polityczną, w tym Gombrowicza w niej.

Gombrowicz nie jest autorem łatwym. Może odstraszyć potencjalnego widza, gorzej może być tylko z Witkacym. Na szczęście tym razem otrzymaliśmy sielski kalejdoskop rodem z epoki retro.

Na scenie widzimy obrazki z życia Witolda, mniej lub bardziej udane. Czasami zaskakujące jak rozmowa z profesorem na temat oświaty polskiej oraz krótka scena spotkania z góralką z technicznie wyśmienitym uderzeniem w plecy. Dla tych dwóch scen mógłbym powrócić na spektakl raz jeszcze.

Gombrowicz „pisze o  dojrzewaniu w Polsce w dwudziestoleciu międzywojennym, o pierwszych doznaniach związanych z odzyskaniem niepodległości i kolejnych latach, które budowały jego świadomość” /cytat za programem/. Każdy z nas tęskni za Polską ułożoną z własnych wspomnień, jeśli od dzieciństwa i dorastania dzieli kogoś kilka dekad, tym bardziej gloryfikuje obrazki z przeszłości. A obrazki we „Wspomnieniach…” choć przesiąknięte mgłą, to jednak sprawiają, że miło by było żyć w tych czasach, kiedy ojczyzna nabierała życia na nowo oraz charakteru.

Tej Polski ze „Wspomnień…” już nie ma. Kiedy aktorzy i scenografia znikają w kulisach, to właśnie wtedy powinno zakończyć się przedstawienie. Może i ten przedłużony tenisowy finał sprawił, że właśnie ta kropka nad i straciła swój mocny kształt.

A może sprawiło to nierówne aktorstwo. Będę nieobiektywny. Większość zespołu aktorskiego pokazała swój kunszt w pokazie gogolowskiego „Ożenku”, nie mylić z „Ożenkiem” przedstawieniem dyplomowym. Niektórzy później obronili się w „Księżniczce na opak wywróconej”, we „Wspomnieniach…” liczyłem na wielkie kreacje, w myśl zasady, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Przeliczyłem się, szkoda. Na scenie młodość, ale energia idąca ze sceny nie wbiła mnie w fotel.

Nareszcie przedstawienie bez przekleństw!
_____________________________________________________________
http://krakow.pwst.krakow.pl/wspomnienia-polskie-rez-mikolaj-grabowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz