Bardzo trudno mi pisać o tym
przedstawieniu. Dostaliśmy niejako dwa bale, ten w pracowni krawieckiej salonu
mody oraz w pałacu. Ten w pracowni zaskakuje i ciekawi, ten w pałacu nudzi, za
dużo przegadanych i statycznych scen. Zastanawiam się, czy był to świadomy
zabieg reżysera, żeby bal rozgrywający się w pracowni krawieckiej był
plastyczny ruchowo i był kwintesencją życia, a ten wśród pałacowych gości był
usztywniony przez gorset dominacji tekstu nad działaniem i niejako martwy?
Przede wszystkim duże brawa dla
zespołu za sprawność ruchową oraz siłę fizyczną! W pierwszej części
rozgrywającej się w pracowni krawieckiej, kiedy świat kreują manekiny, całość
nabiera sensów. Rzeczywistość tworzona przez manekiny jest dla nas, można rzec,
realistyczna. Świat manekinów, choć nieprawdopodobny, staje się autentyczny.
Jako widz kupuję to, co wydawać by się mogło zbyt sztuczne, sztywne.
Bardzo ciekawe rozwiązania
przestrzenne, ciągle coś się zmienia, niczym w kinie. Podnoszenia
partnerów/partnerek-manekinów wykonane bardzo sprawnie. Męski manekin z
damskimi nogami – rewelacja w opanowaniu ruchu i konsekwencji w działaniu. Jak
sprawić, żeby nogi stały się niezależną „postacią” sztuki? – to trzeba
zobaczyć!
Druga cześć przedstawienia –
przyjęcie towarzyskie – to już inna bajka. Jeżeli ruch, jak wspomniałem, to wyżyny,
to niestety, aktorstwu daleko do tego poziomu. Przyznam się szczerze, że
niewiele jest momentów, w których wierzę w stany emocjonalne podawane przez
aktorów. Spodobała mi się gra posła, najbardziej scena pojedynku i
emocji związanych z nieudanymi strzałami. Reszta monotonna, płaska...
Dostaliśmy tekst, który w obecnym
kontekście politycznym jest bardzo aktualny. Możliwe, że to dodatkowy atut przedstawienia
i chwała reżyserowi, za to, że się podjął realizacji tego tytułu. Zatem mamy
trybunał dla osądzenia posła i skrócenie go o głowę, przyszykowany naprędce
przez zdemaskowane manekiny. Dużo tekstów politycznych, które są zagmatwane jak
sama polityka i tak samo zagmatwane w rozumieniu ze sceny, jak i w czytaniu
dramatu. „Polityka dla początkujących to, żebyś wiedział, to samo co jazda na
łódce. Siądziesz pierwszy raz — i w głowie ci się zakręci. Kierujesz na prawo —
jedziesz na lewo, kierujesz na lewo — jedziesz na prawo. Wszystko na odwrót.
Dopiero potem, kiedy się trochę dopasujesz, zaczynasz rozumieć: żeby jechać w
tym kierunku, o który ci chodzi, trzeba kierować w kierunku odwrotnym” /http://mkw98.republika.pl/abaktdrugi.html/.
Świat polityki przestawiony na
scenie jest daleki od radości życia, za którą tak bardzo tęsknią ożywione w
okresie karnawału manekiny. Ludzie z pałacu, zatem z wyższych sfer, nigdy nie są
szczerzy, ciągle grają, udają, ubierają swoje maski, jak manekiny głowy. „Piękna
opowieść o tym, jak manekin chciał zostać człowiekiem, wszedł na chwilę w świat
ludzi i bardzo się rozczarował” – czytamy w programie.
Jako całość trudno mi zachwalać
przedstawienie. Zaistniał za duży zgrzyt pomiędzy częścią pierwszą a drugą, żeby przedstawienie nazwać dobrym. Przede wszystkim nie zachwyciło mnie aktorstwo, tak jak pisałem, w drugiej części tego
przedstawienia. To niestety rzutuje na całość wrażenia artystycznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz