niedziela, 23 września 2018

Najlepszy, najlepsza, najlepsi w sezonie 2017/2018 - refleksje.

Po lekturze podsumowania ubiegłego sezonu w miesięczniku Teatr nr 9/2018, czyli rubryki: „Najlepszy, najlepsza, najlepsi w sezonie 2017/2018”, dotarła do mnie smutna prawda, że jako widz widziałem niewiele z tego co najciekawsze. Zobaczyłem, co zobaczyłem, opisałem na blogu to, co opisałem. Śmiem nieśmiało przypuszczać, że z oceniającymi ubiegły sezon widziałem wiele, ale finalnie rozbiło się o gusta. 





Po lekturze podpisuję się pod słowami, które zacytuję poniżej. Obie wypowiedzi dotyczą kategorii - rozczarowanie sezonu:
  • „Może poczucie flauty? Że polski teatr, ten społecznie zaangażowany, mający chęć mówienia o rzeczywistości, osiadł na estetycznej i myślowej mieliźnie. Że reżyserzy albo powtarzają za rzeczywistością, albo robią po raz kolejny swoje stare spektakle. A młode pokolenie zamyka się w hipsterskich gettach spektakli-performansów i spektakli-eventów. Ale mogę być też być po prostu już starym dziadem i nie dostrzegać potencjału...” /Aneta Kyzioł/.

  • „Rozwścieczająco infantylna skłonność współczesnego teatru do wciągania na scenę widza i wyprawiania z nim różnych brewerii, czasem marnie śmiesznych, czasem głupio upokarzających. Dotychczas była to raczej domena cyrkowych clownów” /Jacek Sieradzki/. Od siebie dodałbym jeszcze, o czym pisałem wielokrotnie, wpychanie widzowi mikrofonu w usta, co przynosi najczęściej podobne skutki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz