poniedziałek, 20 marca 2017

"Bal manekinów" bytomskiej PWST - to nie bal nad bale.



Bardzo trudno mi pisać o tym przedstawieniu. Dostaliśmy niejako dwa bale, ten w pracowni krawieckiej salonu mody oraz w pałacu. Ten w pracowni zaskakuje i ciekawi, ten w pałacu nudzi, za dużo przegadanych i statycznych scen. Zastanawiam się, czy był to świadomy zabieg reżysera, żeby bal rozgrywający się w pracowni krawieckiej był plastyczny ruchowo i był kwintesencją życia, a ten wśród pałacowych gości był usztywniony przez gorset dominacji tekstu nad działaniem i niejako martwy? 

Przede wszystkim duże brawa dla zespołu za sprawność ruchową oraz siłę fizyczną! W pierwszej części rozgrywającej się w pracowni krawieckiej, kiedy świat kreują manekiny, całość nabiera sensów. Rzeczywistość tworzona przez manekiny jest dla nas, można rzec, realistyczna. Świat manekinów, choć nieprawdopodobny, staje się autentyczny. Jako widz kupuję to, co wydawać by się mogło zbyt sztuczne, sztywne. 

Bardzo ciekawe rozwiązania przestrzenne, ciągle coś się zmienia, niczym w kinie. Podnoszenia partnerów/partnerek-manekinów wykonane bardzo sprawnie. Męski manekin z damskimi nogami – rewelacja w opanowaniu ruchu i konsekwencji w działaniu. Jak sprawić, żeby nogi stały się niezależną „postacią” sztuki? – to trzeba zobaczyć!

Druga cześć przedstawienia – przyjęcie towarzyskie – to już inna bajka. Jeżeli ruch, jak wspomniałem, to wyżyny, to niestety, aktorstwu daleko do tego poziomu. Przyznam się szczerze, że niewiele jest momentów, w których wierzę w stany emocjonalne podawane przez aktorów. Spodobała mi się gra posła, najbardziej scena pojedynku i emocji związanych z nieudanymi strzałami. Reszta monotonna, płaska...

Dostaliśmy tekst, który w obecnym kontekście politycznym jest bardzo aktualny. Możliwe, że to dodatkowy atut przedstawienia i chwała reżyserowi, za to, że się podjął realizacji tego tytułu. Zatem mamy trybunał dla osądzenia posła i skrócenie go o głowę, przyszykowany naprędce przez zdemaskowane manekiny. Dużo tekstów politycznych, które są zagmatwane jak sama polityka i tak samo zagmatwane w rozumieniu ze sceny, jak i w czytaniu dramatu. „Polityka dla początkujących to, żebyś wiedział, to samo co jazda na łódce. Siądziesz pierwszy raz — i w głowie ci się zakręci. Kierujesz na prawo — jedziesz na lewo, kierujesz na lewo — jedziesz na prawo. Wszystko na odwrót. Dopiero potem, kiedy się trochę dopasujesz, zaczynasz rozumieć: żeby jechać w tym kierunku, o który ci chodzi, trzeba kierować w kierunku odwrotnym” /http://mkw98.republika.pl/abaktdrugi.html/. 

Świat polityki przestawiony na scenie jest daleki od radości życia, za którą tak bardzo tęsknią ożywione w okresie karnawału manekiny. Ludzie z pałacu, zatem z wyższych sfer, nigdy nie są szczerzy, ciągle grają, udają, ubierają swoje maski, jak manekiny głowy. „Piękna opowieść o tym, jak manekin chciał zostać człowiekiem, wszedł na chwilę w świat ludzi i bardzo się rozczarował” – czytamy w programie. 

Jako całość trudno mi zachwalać przedstawienie. Zaistniał za duży zgrzyt pomiędzy częścią pierwszą a drugą, żeby przedstawienie nazwać dobrym. Przede wszystkim nie zachwyciło mnie aktorstwo, tak jak pisałem, w drugiej części tego przedstawienia. To niestety rzutuje na całość wrażenia artystycznego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz