Niedobre przedstawienie, szkoda energii na taki dyplom.
Przyznam się, że program do przedstawienia ciekawszy od tego, co zobaczyliśmy
na scenie. Wielki minus przede wszystkim za brak pokazania możliwości
aktorskich. Obroniła się w większości scen Kamila Banasiak oraz Jan Marczewski
przez osiągniętą już dojrzałość sceniczną, podoba mi się jego lekkość bycia
scenicznego, ogarnięcie przestrzeni scenicznej i mocne tkwienie w postaci.
A propos innych postaci. Chciałbym poznać motywację zespołu
w czasie tworzenia ról i dlaczego takie „niedojrzałe” propozycje na scenie?
„Dramat „Opowieści Lasku Wiedeńskiego” Ödöna von Horvatha (…) to historia Marianny, kobiety, która
zakochała się – wbrew woli ojca i otoczenia. Następstwa tej miłości są
tragiczne (…) „Niewinna córka”, która zresztą bardzo szybko zmienia się
w „córkę niewdzięczną”, a zaraz potem w „kobietę upadłą”-
czytamy za programem. Niestety, wszystko dzieje się szybko, bez wiarygodnej
motywacji, przyczyna i skutek są tkane nicią, która tylko fastryguje następstwo
scen. Niewiarygodne dla mnie i naiwne. Chciałbym się dowiedzieć, jakie było
myślenie reżysera, co chciał nam opowiedzieć tak naprawdę tym przedstawieniem?
Afisz przedstawienia zdominowała swastyka, w programie już nie ma jej, ale
przedstawienie aż tak mocno nie akcentuje problemu nazizmu w Austrii lat
trzydziestych. Pojawia się niedojrzałe dziecię, które chce się bawić w
żołnierza, ale w konfrontacji z dojrzałym i doświadczonym rotmistrzem jest
tylko śmiesznym chłopczykiem.
Dla mnie pozostał posmak teatru amatorskiego, przede
wszystkim w scenie w kabarecie i w postaci babci - "(...) dzieciobójczyni z pieśnią religijną na ustach (...). Babcia grająca naiwnie i jeszcze naiwniejsza w charakteryzacji/kostiumie. Przepraszam, że tak piszę, ale jeśli piszę o PWST, to jednak wymagam nieco więcej.
Zaskoczyło mnie, że w scenie kabaretowej ustawiona była jakakolwiek choreografia. Szkoda, że step szarżował niczym koń po betonie i szkoda zakładać buty do stepu, kiedy są one tak niewykorzystane. Owszem, miło zobaczyć blachy.
Zaskoczyło mnie, że w scenie kabaretowej ustawiona była jakakolwiek choreografia. Szkoda, że step szarżował niczym koń po betonie i szkoda zakładać buty do stepu, kiedy są one tak niewykorzystane. Owszem, miło zobaczyć blachy.
Bardzo dużo niekonsekwencji. W prowadzeniu postaci i
stylistyce. Całość jakby dąży do wywołania u nas nostalgii za czasami, o
których opowiada, następnie dostajemy współczesną techniawę, która pasuje do całości
jak pięść do oka. A jeśli chce się pokazać kabaret w świecie rodzącego się nazizmu, to
poprzeczkę już wysoko umieścił Bob Fosse i naprawdę trzeba się nieźle nagimnastykować,
żeby zaskoczyć widzów teatralnych.
"Jaki jest zatem związek pomiędzy zabitym dzieckiem, wykorzystaną kobietą a rodzącym się w społeczeństwie nazizmem? (...) Jest to relacja pomiędzy słabym a silnym". "Patriarchat, nie matriarchat" - zdania klucze, które powinny ułatwić odczytanie, tego co reżyser miał na myśli.
/Cytaty za programem do przedstawienia/.
"Jaki jest zatem związek pomiędzy zabitym dzieckiem, wykorzystaną kobietą a rodzącym się w społeczeństwie nazizmem? (...) Jest to relacja pomiędzy słabym a silnym". "Patriarchat, nie matriarchat" - zdania klucze, które powinny ułatwić odczytanie, tego co reżyser miał na myśli.
/Cytaty za programem do przedstawienia/.
____________________________________________________________________
http://krakow.pwst.krakow.pl/opowiesci-lasku-wiedenskiego-i-rez-michal-kotanski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz