niedziela, 9 kwietnia 2017

"Opowieści lasku wiedeńskiego" - nieudana nostalgia za światem nad pięknym i modrym Dunajem krakowskiej PWST.

Niedobre przedstawienie, szkoda energii na taki dyplom. Przyznam się, że program do przedstawienia ciekawszy od tego, co zobaczyliśmy na scenie. Wielki minus przede wszystkim za brak pokazania możliwości aktorskich. Obroniła się w większości scen Kamila Banasiak oraz Jan Marczewski przez osiągniętą już dojrzałość sceniczną, podoba mi się jego lekkość bycia scenicznego, ogarnięcie przestrzeni scenicznej i mocne tkwienie w postaci. 

A propos innych postaci. Chciałbym poznać motywację zespołu w czasie tworzenia ról i dlaczego takie „niedojrzałe” propozycje na scenie?

„Dramat „Opowieści Lasku Wiedeńskiego” Ödöna von Horvatha  (…) to historia Marianny, kobiety, która zakochała się – wbrew woli ojca i otoczenia. Następstwa tej miłości są tragiczne (…) „Niewinna córka”, która zresztą bardzo szybko zmienia się w „córkę niewdzięczną”, a zaraz potem w „kobietę upadłą”- czytamy za programem. Niestety, wszystko dzieje się szybko, bez wiarygodnej motywacji, przyczyna i skutek są tkane nicią, która tylko fastryguje następstwo scen. Niewiarygodne dla mnie i naiwne. Chciałbym się dowiedzieć, jakie było myślenie reżysera, co chciał nam opowiedzieć tak naprawdę tym przedstawieniem? 

Afisz przedstawienia zdominowała swastyka, w programie już nie ma jej, ale przedstawienie aż tak mocno nie akcentuje problemu nazizmu w Austrii lat trzydziestych. Pojawia się niedojrzałe dziecię, które chce się bawić w żołnierza, ale w konfrontacji z dojrzałym i doświadczonym rotmistrzem jest tylko śmiesznym chłopczykiem. 

Dla mnie pozostał posmak teatru amatorskiego, przede wszystkim w scenie w kabarecie i w postaci babci - "(...) dzieciobójczyni z pieśnią religijną na ustach (...). Babcia grająca naiwnie i jeszcze naiwniejsza w charakteryzacji/kostiumie. Przepraszam, że tak piszę, ale jeśli piszę o PWST, to jednak wymagam nieco więcej.

Zaskoczyło mnie, że w scenie kabaretowej ustawiona była jakakolwiek choreografia. Szkoda, że step szarżował niczym koń po betonie i szkoda zakładać buty do stepu, kiedy są one tak niewykorzystane. Owszem, miło zobaczyć blachy. 

Bardzo dużo niekonsekwencji. W prowadzeniu postaci i stylistyce. Całość jakby dąży do wywołania u nas nostalgii za czasami, o których opowiada, następnie dostajemy współczesną techniawę, która pasuje do całości jak pięść do oka. A jeśli chce się pokazać kabaret w świecie rodzącego się nazizmu, to poprzeczkę już wysoko umieścił Bob Fosse i naprawdę trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby zaskoczyć widzów teatralnych.

"Jaki jest zatem związek pomiędzy zabitym dzieckiem, wykorzystaną kobietą a rodzącym się w społeczeństwie nazizmem? (...) Jest to relacja pomiędzy słabym a silnym". "Patriarchat, nie matriarchat" - zdania klucze, które powinny ułatwić odczytanie, tego co reżyser miał na myśli.

/Cytaty za programem do przedstawienia/.
____________________________________________________________________
http://krakow.pwst.krakow.pl/opowiesci-lasku-wiedenskiego-i-rez-michal-kotanski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz