niedziela, 8 maja 2016

"Jestem VIP-em" w Krakowskiej PWST, jakie szczęście, że nim nie jestem.

I znów o jednej z ciekawszych scen w Krakowie, a na pewno posiadającej energię młodości.

Tym razem na tapecie dawno widziany przeze mnie dyplom pt. :Jestem VIP-em". Nuda, nuda, nuda...

Trzy dobre momenty: 1.pierwsza scena, kiedy bohaterowie zastygają w różnych pozach i wydaje się, że ta różnorodność do czegoś będzie prowadzić. Nawet trzymanie ich w niekomfortowych pozach jest jakimś pomysłem, ale nie ma dla niego rozwinięcia. Fizyczna materia aktorska przegrywa. 2.wejście dostawcy pizzy, zupełnie inny klimat, niż w całym przedstawieniu, nareszcie jakieś życie sceniczne, jakaś zabawa formą, zabawa w granie, bycia na scenie, a nie przeżywanie nie swoich psychologicznie postaci. 3.scena w półmroku z piosenką o pięknych twarzach/młodym wyglądzie, małe otarcie o harmonię, a nawet sztukę. Jeden z niewielu momentów, kiedy widać "jakieś talenty".


Właśnie, "jakieś talenty". Wiem, że zespół aktorski grający  w tym przedstawieniu jest utalentowany, niestety, nie widać tego. Kolejny raz jest jakaś tendencja do wrzucania młodych wykonawców w postaci, które trudno im odegrać, zrozumieć, jakby męczyli się ich "ciężkością" a może ich faktyczną nieatrakcyjnością psychologiczną. 

Jestem VIP-em, jestem celebrytą, jestem nudny, w depresji, zamiast śpiewać - zdzieram gardło, zamiast mówić - krzyczę. Ile minut można zamęczać widzów czymś takim?

I ostatnie pytanie, po co te pisuary? Mają potęgować niesmak lub zły gust?
___________________________________
http://krakow.pwst.krakow.pl/jestem-vipem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz