
Niedługo minie rok od premiery tego przedstawienia. Przyznać muszę, że dojrzało bardzo, przede wszystkim zespół aktorski. Z adeptów stali się aktorami. Kiedyś oglądałem studentów bawiących się w dobry teatr, teraz widzę bardzo dobry zespół aktorski. Poziom nie odbiegał od dobrego teatru zawodowego, w dużym polskim mieście.
W ostatnich kilku sezonach w krakowskiej PWST były dyplomy, które z całym dobrodziejstwem inwentarza powinny być przejęte przez zawodową scenę: "Samobójca", "Dyplom z kosmosu", "Niech żyje wojna" i opisywany "Płatonow". Nie bez przyczyny Paweł Miśkiewicz został nominowany w 9 numerze miesięcznika Teatr w kategorii: Najlepsza reżyseria - również za ten spektakl. Nie bez przyczyny Joanna Rozkosz została nominowana w kategorii: Najlepszy debiut - za to przedstawienie, bo nominować należałoby cały zespól. Nie bez przyczyny Mariusz Galiliejczyk został nominowany w kategorii: Najlepsza rola epizodyczna - z bardzo ciekawym uzasadnieniem: "(...) za zatrzymanie "charakteru" postaci (rodzaju wewnętrznej agresji, napięcia zwiastującego bunt) pomimo pozostania przez większość spektaklu w tle". /Teatr nr 9/2016, str. 14/.
Bardzo lubię pierwszą scenę tego przedstawienia. Pomimo, że trwa bardzo długo, nie nudzi, w moim przypadku wciąż czuję jej niedosyt. Bohaterowie ogrzewają się ciepłem słonecznym, w tle słychać pieśń niewolników z Nabucco Verdiego. Chyba w tym cieple dojrzewają późniejsze problemy rosyjskiej i słowiańskiej duszy.
Siedząca na brzegu sceny Joanna Połeć - Sonia jest jakby wyrwana z kontekstu. Darzę ją sympatią od samego początku. jest jakby z innego świata albo jeszcze upaja się szczęściem rodzinnym, wielką miłością. Nie wie jeszcze, że za moment zostanie wdeptana w wir życia, miłość małżeńską zamieni na miłość kochanka.
Dla mnie najciekawsza jest postać grana przez Bartłomieja Cabaja. Jest gdzieś pomiędzy wrogimi sobie obozami, wrogimi sobie płciami, a jednak ciągle dążącymi do siebie. Dominuje w postaci Mikołaja niejaka miękkość, podbite jeszcze wysokim wokalem w partii śpiewu. Można mieć przeświadczenie, że jeżeli kocha, to naprawdę, a jeśli się pogubił w życiu, to tylko z miłości do kobiet lub ich uwielbienia, porzucając to, co w nim pierwotne.
Aktorki funkcjonujące bardziej na drugim planie w "Ożenku", w "Płatonowie" mają bardzo interesujące role. Przepięknie pokazują słowiańską duszę, namiętności, miłości. Całą paletę barw, którą można wydobyć z tego interesującego tekstu. O przebiegu akcji nie będę pisał. Nie będę też pisał, co się stało z Płatonowem. Trzeba zobaczyć ten spektakl.
Ta grupa ma szczęście do dyplomów. "Płatonow", "Ożenek". Niektórzy jeszcze mieli możliwość zaistnieć w kultowym dla mnie zjawisku: "Niech żyje wojna". Kiedy patrzy się na przemiany aktorskie pomiędzy "Płatnowem" a "Ożenkiem", to muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem, dwa światy, dwie formy, dwa różne spektakle i trudno w tym momencie mówić, że obsada "po warunkach". Natomiast Mateusz Korsak ma szczęście do umierania na scenie! We wszystkich wymienionych w tym akapicie tytułach ginie na scenie!